Maciej Szlinder to socjolog, ekonomista i filozof, prezes Polskich Sieci Dochodu Podstawowego, a także członek zarządu krajowego skrajnie lewicowej Partii Razem.
(...) jest również autorem publikacji docenionej przez „Dziennik Gazetę Prawną” II miejscem w konkursie Economicus 2019 dla „najlepszych książek ekonomiczno-biznesowych w Polsce”. Nagrodzona pozycja nosi tytuł: „Dochód podstawowy. Rewolucyjna reforma społeczna XXI wieku”. Ukazała się w Wydawnictwie PWN. Jurorom spodobało się „pionierskie na polskim rynku ujęcie problematyki i rozwianie wielu mitów narosłych wokół zagadnienia dochodu podstawowego” – czytamy na portalu Pch24.pl.
„Obserwacje” Szlindera na temat bezwarunkowego dochodu podstawowego opisała Ewa Konarzewska-Michalak z portalu Uniwersyteckie.pl. Zabawne jest to, że wnioski Szlindera opisuje ona jako uniwersalną prawdę. Moje ulubione stwierdzenie z jej tekstu to, że bdp „likwiduje ubóstwo”, ale jeszcze bardziej groteskowe jest, że zmniejsza nierówności. Owszem zmniejsza, bo równa wszystkich w dół, zabiera tym, którzy umieli zarządzać pieniędzmi i oddaje tym, którzy nie umieli.
„Dr Maciej Szlinder z początku był przeciwnikiem bdp, ale im bardziej zagłębiał się w dowody empiryczne i argumenty, zaczął dostrzegać jego zalety. Co go przekonało? Bdp bezpośrednio likwiduje ubóstwo, wyraźnie zmniejsza nierówności, zapewnia bezpieczeństwo socjalne, zmniejszając niepewność dochodu. Ponadto wzmacnia pozycję pracowników na rynku pracy, co sprzyja zdobywaniu lepszego zatrudnienia, a także stymuluje gospodarkę” - Pisze Konarzewska – Michalak.
@@@
Nie widziałem jeszcze rzeczowej analizy tego skąd znajdą się środki na bdp, który po "testach" na Warmii i Mazurach będzie promowany jako "ósmy cud świata", ekonomiczne perpetuum mobile i wprowadzany w całym kraju. Są dwie opcje – dodruk, czyli wyższa inflacja, a dalej recesja. Druga to podniesienie podatków tym, którzy pracują i tym samym spowolnienie gospodarcze oraz możliwa poważna recesja. Stymulować gospodarkę poprzez rozdawnictwo i konsumpcję oczywiście można, ale kończy się to w dłuższej perspektywie katastrofą. Prawie cały świat drukował w ostatnich latach pieniądze na potęgę. Efekty dziś widzimy.
Dalej Konarzewska – Michalak prezentuje też inne dogmaty komunistów, którzy sobie uroili, że rozdawanie pieniędzy jest lekiem na całe zło: „Zaobserwowano wiele pozytywnych zmian. Poprawiła się higiena i odżywianie oraz poziom zdrowia – wzrosło spożycie warzyw i owoców, mięsa, a jedyne co spadło, to spożycie alkoholu.”
Pewnie, że się poprawiło. Cudze łatwiej przejeść.
Możliwe jest natomiast to co napisała Konarzewska o inwestycjach. „Mieszkańcy poświęcali więcej czasu na pracę zarobkową, co skutkowało ożywieniem przedsiębiorczości – kupili więcej zwierząt gospodarskich, sprzętów rolnych. W jednej z miejscowości zawiązała się kooperatywa rybaków, którzy zakupili i zarybili staw, a potem odławiali w nim ryby. Powstała też kooperatywa szwaczek, która kupiła maszynę do szycia i zaczęła szyć odzież.”
Jeżeli ludzie nie mieli nic i ktoś mądry im podpowiedział, żeby zainwestowali, to oni to wykonali i zaczęli się bogacić, ale dodruk pieniądza czy pozyskiwanie go z podatków prędzej czy później przestaje działać. Musimy jednak ciągle pamiętać, że wszystkie eksperymenty z dochodem gwarantowanym były bardzo łatwe do przeprowadzenia. Bardzo łatwo jest wydać publiczne pieniądze na kilka tys. osób, bo jest to stosunkowo niewielki wydatek dla państwa. Sfinansowanie czegoś takiego milionom Polaków w oczywisty sposób napędzi karuzelę-podatkowo-inflacyjną, bo pieniądze nie biorą się z nieba, ani nawet z drukarki. Są odpowiednikiem wartości towarów i usług i odzwierciedlają naszą siłę nabywczą oraz kreatywność.
W tym tygodniu złożę odpowiednie pisma, by dowiedzieć się skąd komuniści wezmą pieniądze na swoje działania.
Komentarze (0)