To nie mnie się śnił rowerek a mojej mamie. Ojciec pojechał do Poznania w delegację - to było chyba w czas wystawy poznańskiej, chyba w 53 roku. To były takie czasy co to towary te bardziej skażone kapitalizmem to tylko na kartki można było dostać albo jak ktoś miał szczęście i był w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu.
Fotografia - Rowerek służył kilka lat, Zenon, Zbyszek i ja. Rębków 1956.
Ojciec przyjechał późno w nocy a może nawet nad ranem i nie budząc nas położył się spać. Rankiem moja mama mówi, że śnił się jej taki mały rowerek w sam raz dla mnie i nawet z tego snu cieszyła się tak jak by to była już rzeczywistość. Ojciec obudził się już po tym jak wszyscy wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie. Mama oczywiście opowiedziała mu swój sen a ojciec pyta a skąd wiesz?
„Co wiem?”
„No, że kupiłem dla Jurka rowerek.”
„Jaki rowerek?”
No i ojciec podszedł do szafy i wyjął pompkę taką małą do dziecinnego rowerka. Okazało się, że w Poznaniu trafił akurat na dostawę i kupił ale nie przywiózł tylko nadał pocztą czy biletem towarowym. Tylko na wszelki wypadek to pompkę wziął ze sobą.
Po kilku dniach poszliśmy wszyscy wieczorem na dworzec kolejowy odebrać przesyłkę. Rowerek był owinięty takimi karbowanymi papierami jak by bardzo gruby papier toaletowy. Nie można było na nim jechać bo pedały były przykręcone odwrotnie i bez kluczy nie można było ich przestawić dlatego rowerek do domu został przyniesiony.
Teraz to mnie się zaczął śnić, że na nim jadę - po prostu siadam i jadę. Rano rowerek był już skręcony i oczywiście próbowałem na nim jeździć już w domu dookoła stołu. Obijałem się bez przerwy i jazdą tego w żaden sposób nie można było nazwać więc z rowerkiem jak tylko przestało padać wyszliśmy na ulicę. Tu na pewno będę od razu jeździł!
Znów zdziwienie, że ja czegoś tak prostego nie umiem ale trzeba przyznać, że już trzeciego dnia śmigałem po ulicy w te i we wte. Dopiero po kilku miesiącach na tej ulicy pojawił się następny mały rowerek.
-------------------------
Po latach pojechałem do Siedlec z moją córka, Martą - miała wtedy chyba 14 lat. Idę z nią ulicą od stacji w kierunku tej na której mieszkaliśmy i opowiadam historię o rowerku. Podchodzimy do tej "mojej" ulicy a zza rogu wypada na nas na małych rowerkach kilku pięcio- sześciolatków. Stanąłem oniemiały jak bym duchy zobaczył - ot i koło historii się zatoczyło pełny obrót.
SJS
reklama
Komentarze (0)