reklama
reklama

Zima

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Zima - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z GarwolinaZima na wsi ma swój urok. Zimy dzieciństwa są wyjątkowe. Wyjątkowe dzięki swobodzie, wyjątkowe bo pola, łąki, rzeki stawały się białe i dostępne. Nie trzeba było trzymać się ścieżek, dróg ani uważać na zasiewy.
reklama

Narty na nogi, kijki w ręce, szalik, czapka, wełniane rękawiczki i przed siebie. Gdzie? Na pola lub przez pola na Borki. Tam najbliżej była górka z której można było pozjeżdżać. Taka ośla łączka ale wtedy nie znaliśmy takiej nazwy i nie wiedzieliśmy jak poprawnie jeździć na nartach. Jazda prosto, hamowanie, trochę skrętów i podchodzenie pod górkę jodełką – ot całe nasze umiejętności.
A skąd narty na wsi lat pięćdziesiątych? Jeszcze poniemieckie się uchowały. Na sklepy z nartami trzeba było jeszcze wiele, wiele lat poczekać.
Zima 56 czy 57 roku była nietypowa. O takich zimach piszą – zima stulecia. Z powodu silnych mrozów zawieszono nam nawet na dwa tygodnie zajęcia w szkole a i drogi stały się nieprzejezdne takie zaspy wiatr usypał.
U moich dziadków zaspa przy stodole była tak duża, że z dachu stodoły można było zjeżdżać na nartach. Jeszcze w połowie maja resztki tej zaspy topniały. Gdzie to Panie tym dzisiejszym zimom do tamtych.
Tyle śniegu, takie mrozy to i wiosna inną była. Trudno jej było przyjść, co odpuściło to mróz znów wracał. Na łąkach, na tych łąkach między wsią a rzeką powstało wielkie ale płytkie rozlewisko. Rozlewisko zamarzło i powstało wielohektarowe lodowisko. Frajda niesamowita. Jak wiał wiatr to na łyżwach można było tam pojeździć prawie bez wysiłku – wystarczyło rozpiąć płaszcz i wykorzystywać go można było jako żagiel. Zdziwienie nasze budziło to, że szybciej się jechało pod kątem do wiatru a nie wtedy gdy próbowaliśmy poruszać się zgodnie z kierunkiem wiatru.
Gdy w końcu lody ruszyły nie trzeba było nikomu o tym we wsi mówić. Huk trzaskającego lodu był taki, że w całej wsi było słychać. Pobiegliśmy w kierunku mostu zobaczyć jak to wygląda co tak huczy.
Gdy podeszliśmy do rzeki porozumiewać się mogliśmy tylko krzycząc. Po prawej stronie mostu, w kierunku spływu, powstał prawie na naszych oczach zator. Kry, grube tafle lodu stawały pionowo, następne i następne tak samo się ustawiały i zatarasowały prawie całkowicie przepływ wody a i tak woda ledwo pod mostem się przeciskała. Staliśmy na moście urzeczeni tym niesamowitym zjawiskiem gdy jeden z kolegów zaczął szarpać pozostałych i pokazywał w kierunku drogi którą przyszliśmy od wsi – woda zaczęła przelewać się wierzchem drogi. Mogło nas odciąć na moście! W życiu chyba tak szybko i zgodnie nie biegliśmy – po tej wodzie też. Strach ma czasami dziwny wpływ na sprawność fizyczną.
 
SJS 30.08.2004
 
Wieczór zimowy
Światła latarń wysokich
Centkowały noc śniegiem,
Autobusy spóźniony dzień wiozły,
Dziecko cicho usnęło,
Przytulone, zmęczone
Pewnie dzień był dla niego radosny.
Tadek
Rok 2002 - pierwsze Święta na nowym miejscu.
Ciepło w domu, przestronnie, już zapomniałem o Iberyjskiej. Któregoś dnia przejeżdżałem tamtędy i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że tam był mój dom przez 26 lat. Najdłużej ze wszystkich miejsc tam mieszkałem. Urodziłem się w Kłodzku, później Świdnica, Siedlce, Rębków, Warszawa na Pradze, Bonifacego przez sześć lat, Iberyjska przez 26.
Gdzie się najlepiej czułem? W Rębkowie - myślę że tak naprawdę to nigdy do końca się stamtąd nie wyprowadziłem.
Kiedyś, po latach wróciłem do tego domu w Rębkowie - był już sprzedany. Zupełnie bez sensu zacząłem wchodzić do domu i wychodzić. Co jest? Co się dzieje? A już wiem - skrzypienie drzwi to zakodowany w podświadomości sygnał bezpieczeństwa. Zaśmiałem się - jak to podświadomość potrafi upominać się o swoje. Przez całe lata gdy już mieszkaliśmy w Warszawie na każde Święta uciekałem na wieś. Także w zimę.
Przychodził do mnie tam na wsi przez pewien czas Tadek. Taki dziwny chłopak który tyle papierosów wypalał jak nikt inny. Nawet w nocy wstawał na papierosa. Trochę starszy był – jak przyszedł to palił w piecu, czasami butelkę przyniósł, jedzenie przygotował jednym słowem starał się być przydatny - czasami nawet za bardzo.
Kiedyś opowiedziałem, mu że Stasio wygaduje na mnie różne nieprawdziwe a negatywne rzeczy. Nie minął tydzień a ja widzę Stasia a on ma podbite oczy. Stasio był ojcem siedmiorga dzieci więc tak naprawdę to był Panem Stanisławem.
Po pewnym czasie pożaliłem się Tadkowi że miejscowy zdun czepia się mnie bez powodu. Minął tydzień a zdun ma podbite oczy.
O-o. Okazało się że Tadek czekał na każdego z nich w nocy i lał równo - nawet nie pisnął że to on, od innych się dowiedziałem.

SJS

reklama
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama