Kurier Garwoliński: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Patryk Akala: Właściwie zwyczajnie. Wszystko zaczęło się dopiero w szkole średniej. Chodziłem do „Dwójki”, tam spotkałem pana Edmunda Kopyścia, który zaciągnął mnie na swoje zajęcia i jakoś tak złapałem zajawkę. Zajawkę, która przerodziła się w pasję i sposób na życie.
KG: Ale to było coś w rodzaju olśnienia, już na pierwszych zajęciach poczułeś, że to jest to?
PA: Nie. Początkowo to były treningi, które po prostu sprawiały mi dużo frajdy. Rok trenowałem w szkole, przez pół roku grałem w Nysie, następnie w Warszawie. Potem trafiłem do Radomia. Dalej Skarżysko, Szczecin, Kraków. Teraz Zawiercie.
KG: Zmiana klubu wiąże się ze zmianą środowiska, otoczenia. Czy łatwo jest się zaaklimatyzować nowym klubie?
PA: Życie sportowca to życie na walizkach. Jeśli masz propozycję, zmieniasz klub. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Początkowo było ciężko. Ale zależy jak na to patrzysz. Z jednej strony zmieniasz otoczenie, kumpli z drużyny, z drugiej strony poznajesz nowe miejsca, nowych ludzi. Najważniejsze to zmieniać na lepsze.
KG: Od ilu lat trenujesz?
PA: To już dwanaście lat. Ale ten czas leci…
KG: Dwa lata temu miałeś okazję na transfer do drużyny z czołówki ekstraklasy – Jastrzębskiego Węgla. Co stanęło na przeszkodzie?
PA: Jastrzębie zgłosiło się do mnie w trakcie sezonu, kiedy grałem w Krakowie. Byłem wypożyczony z Czarnych Radom, więc formalnie nie udało sie tego przeskoczyć, ponieważ w sezonie zawodnik może być wypożyczony tylko raz. Gdybym miał kartę zawodniczą w ręku sprawy potoczyłyby sie inaczej…
KG: Aktualnie grasz w klubie Aluron Virtu Warta Zawiercie. W tym sezonie awansowaliście do ekstraklasy?
PA: Tak, od tego roku jesteśmy w ekstraklasie i tak naprawdę zobaczymy jak to będzie wyglądało. Na razie transfery mamy bardzo fajne. Wszystko zapowiada się obiecująco. Ale w sporcie nigdy nic nie wiadomo. Trzeba śledzić i oglądać nasze mecze.
KG: Czyli drużyna ciągle się wzmacnia?
PA: Mamy bardzo fajny skład. Pierwszy raz w Polsce libero z Japonii, najniższy zawodnik na świecie, ma 169 cm wzrostu (libero - zawodnik w piłce siatkowej, którego zadaniem jest tylko gra obronna przyp. red.). Mamy Brazylijczyka, Słowaka. Mamy dwóch chłopaków z kadry Polski, Grzegorza Pająka na pozycji rozgrywającego. Jest też nowy trener z Włoch, Emmanuele Zanini, który prowadził reprezentację z Turcji i Słowacji. Także jest moc.
KG: A jak wygląda sytuacja finansowa Klubu?
PA: O budżecie to musiałabyś porozmawiać z prezesem (śmiech). Ale prezes dba o solidną markę. Duży wkład finansowy prezesa pozwala nam na dobre transfery. Pieniądze są wypłacane na czas, nie ma żadnych opóźnień. Więc stabilność finansowa jest. Jak na beniaminka ekstraklasy, to budżet mamy całkiem, całkiem.
KG: Macie też mocne wsparcie w kibicach. Ile rocznych karnetów już sprzedaliście?
PA: Na halę może wejść tysiąc pięćset osób, a z tego co wiem tysiąc karnetów jest już wyprzedanych. To jest bardzo dużo. Są kluby, które grają na halach mieszczących nawet pięć tysięcy osób, a trybuny są puste bo przychodzi po pięćset osób. W Zawierciu ludzie nam kibicują , to się czuje. To taki nasz fajny kociołek.
KG: Kiedy hala jest w większości wypełniona Waszymi kibicami, to czujesz moc?
PA: Tak, zdecydowanie. Ostatnio w Częstochowie graliśmy baraże, ich kibiców było może ze stu, a od nas przyjechało ponad sześćset osób. Ogarniają (śmiech).
KG: Jak wygląda dzień zawodnika Warty Zawiercie?
PA: Trenujemy pięć razy w tygodniu, najczęściej dwa razy dziennie. Rano jest siłownia – około dwóch godzin, w południe i wieczorem trening – dwie, trzy godziny. Ale na sali musisz być półtorej godziny wcześniej; to cały rytuał bez którego ciężko by było rozpocząć trening.
KG: A co robisz w wolnym czasie?
PA: Założyłem firmę odzieżową, w Bydgoszczy. Sygnuję ją własnym nazwiskiem. Całkiem fajnie to zaczyna hulać…
KG: A tutaj?
PA: Dużo pomagam mamie, muszę nadrabiać zaległości, klasycznie, jak w każdym domu, szczególnie na wsi. Chodzę na siłownię, gram z kumplami w plażówkę. Oczywiście trener zadbał o to żebyśmy przez wakacje nie zapomnieli co mamy robić. Dlatego wszystko mam rozpisane.
@@@
KG: Czyli dieta musi być?
PA: Wiesz, staram się nie jadać salcesonów i tego typu rzeczy (śmiech), ale ścisłej diety nie trzymam. Zmorą każdego sportowca jest kurczak, ryż i gotowane warzywa. W sezonie jemy właściwie tylko to. Teraz staram się jeść normalnie. Ale wszamać pizzę to jest rarytas. Nasz nowy trener ma podobno hopla na punkcie diety, także może być ciężko.
KG: Urodziłeś się w Garwolinie?
PA: Tak, moja mama pochodzi z okolic Garwolina, a tata był Nigeryjczykiem.
KG: Ile miałeś lat kiedy wyjechałeś z domu?
PA: Piętnaście lat. I od tego czasu tak sobie hasam po całej Polsce.
KG: I dobrze Ci z tym?
PA: Bardzo dobrze. Wiesz, ja jestem z tych osób, którym ciężko usiedzieć na tyłku. Jak nic nie robię, to choruję (śmiech). Jak się żyje na ciągłej adrenalinie, to tak jest.
KG: A jak często zdarza Ci się odwiedzać rodzinne strony?
PA: Tutaj jestem tylko przelotem. Trochę na święta i w wakacje.
KG: Jakie są Twoje marzenia?
PA: Zagrać w kadrze Polski. Ale teraz cieszę się z awansu do ekstraklasy. Dal mnie, jako chłopaka z małej miejscowości to jest duży sukces.
KG: Pewnie, że tak, dlatego tu jestem… Powiedz mi jak do tego wszystkiego doszedłeś?
PA: Dochodziłem do tego długo. Nie zawsze było kolorowo. Młodość rządzi się swoimi prawami, a sport wymaga dyscypliny, systematyczności. Stąd różne takie życiowe sytuacje, którymi nie będę się teraz dzielił, może innym razem. W każdym razie gdyby nie sport, to nie wiem co bym teraz robił. Aktualnie chcę pokazać swoje umiejętności. Oby nie było żadnej kontuzji. Oby zdrowie było, resztę się wypracuje.
KG: Czy cały ten sukces, który niewątpliwie osiągnąłeś zawdzięczasz sobie? Czy ktoś Ci w tym pomógł, pchnął w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie?
PA: Na pewno mama, która wychowywała mnie i brata. Nie było jej łatwo. Mimo wszystko ona zawsze była moim dobrym duchem. Na ścieżce zawodowej osobą, która zaraziła mnie pasją do siatkówki, był Tomasz Gorn, jestem mu bardzo wdzięczny. Potem już sam ciężko pracowałem. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez siatkówki. Mam nadzieję, że w przyszłości zostanę w trenerce, ale nie chcę planować bo z doświadczenia wiem, że z tymi planami różnie bywa.
KG: A czy Ty jesteś rozpoznawalny w Garwolinie? Ludzie wiedzą, że osiągnąłeś taki sukces w sporcie?
PA: Z racji tego, że mam ciemniejszy kolor skóry i dodatkowo dwa metry wzrostu, to na pewno jestem zauważalny (śmiech). A tak na serio to nie wiem. Dużo osób mnie zna, ale nie mam pojęcia czy wiedzą co aktualnie robię. W zasadzie nic to nie zmienia z mojego punktu widzenia. Ci co mają wiedzieć, to wiedzą, a ci co nie wiedzą to się dowiedzą (śmiech).
KG: Często zdarza Ci się słyszeć prośby o pomoc w karierze sportowej?
PA: Często. Ludzie przychodzą, dzwonią. Staram się im pomóc, w miarę możliwości oczywiście.
KG: Na przykład?
PA: Na przykład wysyłam ich na testy do różnych klubów. Potem to wszystko w ich rękach. Albo się obronią, albo się nie obronią. Tak naprawdę boisko zweryfikuje. W sporcie nikogo nie oszukasz. Tu nie ma miejsca na ściemę. Albo jesteś dobry w tym, co robisz, albo nie.
KG: A czy uważasz, że osobom z małych miejscowości trudniej jest się wybić, czy umiejętności same się bronią?
PA: Umiejętności same się bronią, zdecydowanie. Trzeba tylko znaleźć w sobie ten pazur, to zacięcie i trenować, trenować, trenować. Tak naprawdę ten sezon zweryfikuje również moje umiejętności. Jak się spotkamy za rok, będę mógł powiedzieć coś więcej, na przykład, że się obroniłem i zagrałem dobry sezon, mam nadzieję.
KG: Tego Ci życzę. W takim razie do zobaczenia za rok.
reklama