reklama

Wszystko co powinniśmy wiedzieć o stacji dializ w Garwolinie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Wszystko co powinniśmy wiedzieć o stacji dializ w Garwolinie - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z GarwolinaPowstała w 2004 roku z myślą o wszystkich, którzy dializ potrzebują, a może raczej są na nie skazani. Lokalizacja miała tu bardzo duże znaczenie. Idea była taka: pacjent nie będzie musiał spędzać kilku godzin w podróży, co, biorąc pod uwagę częstotliwość zabiegów, znacznie wpłynie na komfort jego życia. O początkach stacji dializ, samej chorobie niewydolności nerek oraz świadomości Polaków, ale także o profilaktyce, opowiada kierownik stacji, internista, nefrolog, doktor Piotr Kędzierski.
reklama

Kurier Garwoliński: Kto jest formalnym właścicielem stacji dializ?
Piotr Kędzierski: Stacja należy do sieci, dokładnie do firmy BBraun Avitum Poland, która jest częścią globalnej sieci BBraun Avitum. Sieć zajmuje się nie tylko dializami, ale również produkcją sprzętu medycznego, wyrobów medycznych. Jest to firma rodzinna, założona w Niemczech przez pana Brauna. W Polsce ma 18 stacji, w tym jedną w Garwolinie.

KG: Co zadecydowało o budowie stacji właśnie w Garwolinie?
PK: Pierwszym właścicielem stacji dializ, zlokalizowanej przy szpitalu mazowieckim, była Dializa Polska w kooperacji z firmą Dutchmed. Jednak coś poszło nie tak, okazało się, że inwestycja stanęła, ale firma Dializa Polska szybko znalazła strategicznego inwestora. W 2004 roku firma Braun wykupiła wszystkich udziałowców. W styczniu 2004 roku podpisałem z firmą kontrakt i przez trzy miesiące, wraz z oddziałową uruchamialiśmy tę stację. Trzeba było podpisać kontrakt z NFZ, zakupić odpowiedni sprzęt, znaleźć przeszkolony personel. Oczywiście wszystko finansowała firma B.Braun, nie mniej wymagało to sprawnej organizacji. Pierwszych pacjentów przyjęliśmy już 17 marca 2004 roku, wówczas wykonaliśmy pierwsze cztery dializy. Pod koniec roku mieliśmy już 20 pacjentów, w tej chwili mamy ich około 70. Szybko okazało się, że stacja jest za mała i musieliśmy podjąć strategiczną decyzję, wynajmować i remontować kolejne pomieszczenia, czy wybudować stacją od nowa. Przeważyła ta druga koncepcja i od marca 2011 roku siedziba firmy mieści się przy ulicy Lelewela 2, w pobliżu szpitala.

KG: Skąd w takim razie Pana zainteresowanie współpracą z firmą Braun?
PK:
Przez lata pracowałem w szpitalu i zawsze powracał problem z dializami pacjentów. Tych stacji było po prostu za mało; najbliższa w Międzylesiu, kolejne w Siedlcach i Warszawie. Nie ma czegoś takiego jak rejonizacja i to pacjent decyduje w której stacji będzie się dializował, ale biorąc pod uwagę częstotliwość tych dializ oraz długość ich wykonywania, do tego dochodzi dojazd, to jasne jest, że każdy wybiera stację, która znajduje się w pobliżu miejsca zamieszkania. W pewnym momencie przy zmianach ustrojowych okazało się, że stacje mogą się tworzyć od nowa i fundusz zdrowia był chętny do kontraktowania takich świadczeń. A ja tworzyłem wtedy własną firmę i poszukiwałem różnych możliwości nisz rynkowych. Wiedziałem, że zapotrzebowanie jest duże. Jak widać firma działa, w przyszłym roku będziemy mieć 15 lat i na brak pacjentów nie narzekamy, wprost przeciwnie.

KG: Proszę opowiedzieć coś więcej na temat samych dializ
PK:
W naszej stacji wykonujemy hemodializy, czyli, mówiąc kolokwialnie, oczyszczanie krwi. Polega to na tym, że do dużej żyły wkładamy cewnik dializacyjny, czyli taki gruby wenflon, albo łączymy tętnicę z żyłą, ta żyła się wówczas poszerza. Aby dializa była skuteczna musimy mieć odpowiedni przepływ krwi w dializatorze, rzędu minimum 200 ml na minutę, często jest to 300-350 ml. Pacjent ma wkłuwane dwie igły – jedną krew wprowadzamy, inną wyprowadzamy, oczywiście jest to proces ciągły. Taki zabieg trwa około cztery godziny i musi być powtarzany trzy razy w tygodniu.  Dokładny czas, wielkość dializatora itp. ustalamy na podstawie comiesięcznych badań. Jest jeszcze inna metoda dializowania,  tak zwana dializa otrzewnowa – są to dializy, które pacjenci mogą wykonywać w domu. Wówczas do jamy otrzewnej wkładany jest cewnik, który wpuszcza i wypuszcza odpowiednie płyny. Pacjent jest oczywiście pod stałą opieką, a co sześć tygodni przyjeżdża do stacji na kontrolę. Jest to o wiele korzystniejszy, o wiele bardziej fizjologiczny sposób leczenia.

KG: Dlaczego w takim razie nie wykonujecie tego typu zabiegów?
PK:
Niestety nie dostaliśmy kontraktu z NFZ. A zapotrzebowanie jest spore. I mimo że tę dializę wykonuje sam pacjent, jest szereg czynności, które musi wykonać wykwalifikowany personel. Chociażby wszczepienie cewnika. Tymczasem szpitale w Warszawie są tak przeładowane, że nie mają miejsc aby przyjąć pacjentów, dlatego kolejka wydłuża się. Dodatkowo dochodzą różnego rodzaju powikłania. Najczęstszym powikłaniem dializy otrzewnowej jest zapalenie otrzewnej – to bardzo poważny stan zagrażający życiu pacjenta. I tu znowu potrzebny jest specjalista.

KG: Czy pacjentami stacji dializ są tylko osoby, które leczą się u Was na stałe?
PK:
Oprócz stałych, przewlekłych pacjentów, wykonujemy dla szpitala tzw. dializy ostre. Są to pacjenci, którzy trafiają do szpitala z nagłym pogorszeniem czynności nerek i po kilku dializach wracają do normalnego funkcjonowania. Mamy również dializy wakacyjne, dotyczy to pacjentów, którzy są dializowani na stałe w innej stacji, ale na okres wakacyjny przyjeżdżają do domków letniskowych w Wildze i korzystają z naszej opieki tylko sezonowo.
Oczywiście jeśli nasz pacjent chce wyjechać na wakacje, to analogicznie my wyszukujemy stację z odpowiednią lokalizacją i  ustalamy czy mają możliwość przyjąć wówczas dodatkowego pacjenta. Wysyłamy również właściwądokumentację medyczną. Bardzo ważny jest także status wirusologiczny pacjenta, czyli czy ma on w sobie wirusy zapalenia wątroby B czy C, czy też ich nie ma. Dla pacjentów z wirusami są osobne stanowiska.

KG: Ilu pacjentów stacja jest w stanie przyjąć jednorazowo?
PK:
W tej chwili mamy czternaście stanowisk dla pacjentów bez żółtaczki, jedno dla pacjentów z HCV, czyli żółtaczką typu C i dwa pacjentów z żółtaczką typu B, plus jedno ostre, dla pacjentów o nieznanym statusie serologicznym. Te stanowiska są wykorzystywane dwa, albo trzy razy w ciągu dnia. Docelowo poniedziałek, środa piątek pracujemy na trzy zmiany, kończymy około 24:00, w pozostałe dni pracujemy na dwie zmiany, czyli do godziny 18:00, jednak w niedługim czasie, ze względu na duże zapotrzebowanie, będziemy musieli pracować na trzy zmiany sześć dni w tygodniu i wtedy będziemy mogli leczyć około 90 chorych. Jedynie w niedzielę mamy tzw. dyżury pod telefonem.
Łącznie dializowaliśmy w naszej stacji już prawie 500 osób w ciągu tych 15 lat. Część się przeszczepiła, część niestety zmarła.

KG: Ile osób pracuje w stacji?
PK:
Jest dwóch lekarzy: ja i doktor Jarosław Jaworski, szesnaście pielęgniarek, jest technik, który zajmuje się konserwacją sprzętu, cztery salowe oraz pracownik gospodarczy.

KG: Czy wszystkie wykonywane zabiegi są bezpłatne?
PK:
Tak, za większość płaci fundusz, za niektóre szpital.

KG: Dzieci też są pacjentami stacji dializ?
PK:
Nie. Z kilku powodów. Po pierwsze nefrologia dziecięca oddzieliła się od nefrologii dorosłych. Po drugie nasze maszyny przystosowane są dla pacjentów o masie powyżej 50 kilogramów. Kolejna rzecz, u dzieci zdecydowanie częściej stosuje się dializę otrzewnową. Dodatkowo, w przypadku powikłań, nie mamy specjalistycznego szpitala dziecięcego.
@@@
KG: Stacja zajmuje się również kwalifikacją pacjentów do przeszczepu nerki?
PK:
Leczenie niewydolności nerek ma kilka metod. Jedną z nich są dializy, a drugą jest przeszczep nerki. Przeszczep oczywiście jest o wiele lepszą metodą leczenia, niż dializoterapia. Dzięki przeszczepowi pacjent może normalnie żyć, aktywnie pracować, przy czym niestety nie każdy może mieć wykonane przeszczepienie nerki. Istnieją dwie możliwości przeszczepienia: jedna od dawcy żywego, druga od dawcy zmarłego. W Polsce zdecydowanie więcej przeszczepień jest od dawców zmarłych, natomiast na świecie wygląda to inaczej. Są kraje, w których większość przeszczepów jest od dawców żywych. Człowiek może spokojnie żyć z jedną nerką. Badania nie znalazły dowodu, że jakość życia, czy liczba chorób współistniejących zwiększa się u osób z jedną nerką. Ludzie rodzą się z jedną nerką, tracą ją w wypadkach lub z powodu chorób i normalnie funkcjonują. Z tym że, zgodnie z obowiązującym prawem aby oddać swoją nerkę, trzeba być z pacjentem spokrewnionym, może być to również osoba emocjonalnie związana z pacjentem. My od początku naszej działalności kierowaliśmy ludzi na przeszczepy.

KG: I zostaliście wyróżnieni, docenieni…
PK:
Rzeczywiście parę lat temu, nawiązaliśmy bliższą współpracę z Kliniką Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Transplantacyjnej Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus. Jest to wiodąca klinika, która ma na swoim koncie najwięcej przeszczepów od dawców żywych; ponad 90% przeszczepień od dawców żywych przeprowadzono właśnie w tym szpitalu. Cały nasz zespół mocno zaangażował się w program uświadamiania społeczeństwa czym jest dawstwo od żywego pacjenta i jakie korzyści za sobą niesie. W związku z tym robiliśmy spotkani dla rodzin osób wymagający dializ, spotkania dla sieci dializ, spotkania motocyklowe, ponieważ ja należę do klubu motocyklowego. I przyniosło to widoczne efekty. Był rok, że zakwalifikowaliśmy do przeszczepu cztery pary dawców żywych, a wszystkich przeszczepień było jedenaście. Łącznie przeszczepiło się ponad trzydzieści osób, w tym trzy osoby dwukrotnie. I za to w 2015 roku zostaliśmy docenieni. Oczywiście współpraca trwa nadal. W październiku zorganizowaliśmy spotkanie na temat przeszczepień z młodzieżą I LO im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. W tym roku na pewno dojdzie do skutku jeden przeszczep „wyprzedzający” od dawcy żywego. To przeszczepienie wykonywane przed rozpoczęciem dializ.


KG: Jakie ma Pan plany związane ze stacją dializ?
PK:
Założenia kluczowe są dwa: chciałbym aby udało się nam uruchomić dializę otrzewnową oraz nadal rozwijać przeszczepienia od dawców żywych.

KG: Co z punktu widzenia lekarza jest istotne jeśli chodzi o chorobę niewydolności nerek?
PK:
Bardzo ważne jest dla mnie uświadamianie społeczeństwa. W momencie, kiedy trafia do nas pacjent, jego choroba jest już bardzo zaawansowana. Dlatego ważne jest żeby ludzie zwracali uwagę na niepokojące objawy, takie jak, na przykład problem z oddawaniem moczu. Poza tym trzeba też pamiętać o badaniach kontrolnych: mocznik kreatynina, badanie moczu. W 2012 roku zorganizowaliśmy akcję Nefrotest i podczas dwóch dni przebadaliśmy około 500 osób. Wśród nich znalazło się osiem osób, które miały podwyższoną kreatyninę i nic o tym nie wiedziały. Jeżeli ta choroba jest wcześnie zdiagnozowana, to w wielu przypadkach można ją skutecznie leczyć. Stąd mój apel do wszystkich aby się badali i nie lekceważyli niepokojących objawów. Mój apel skierowany jest także do lekarzy pierwszego kontaktu, aby zlecali podstawowe badania w celach profilaktycznych, szczególnie jeśli są to pacjenci chorzy na cukrzycę.
Kolejna bardzo ważna rzecz, to zgoda na pobranie organów. W tej kwestii jesteśmy w ogonie Europy i świata, a możliwości są bardzo duże. Dla mnie jest to niezrozumiałe.

KG: Jak to wygląda z punktu widzenia prawa?
PK:
Według obowiązującego prawa, jeśli człowiek nie zarejestruje się w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, wyraża w ten sposób domniemaną zgodę na oddanie organów. Ale  w praktyce zawsze ostateczną decyzję podejmuje rodzina. I zawsze jest to trudna rozmowa zarówno dla lekarza, jak i dla rodziny. Dlatego tak ważne jest oświadczenie woli, wtedy rodzinie o wiele łatwiej jest podjąć decyzję, w końcu spełnia w ten sposób wolę swojego bliskiego. Podpisując takie oświadczenie warto o tym poinformować bliskich. Osób czekających na przeszczep jest bardzo dużo. Niewydolność nerek to choroba, która nie pozwala na normalne funkcjonowanie biorąc pod uwagę częstotliwość oraz czas wykonywania dializy, ale również samopoczucie bezpośrednio po zabiegu. Spadki ciśnienia, kurcze mięśniowe, szereg ograniczeń dietetycznych. Wyobraźmy sobie, że ten człowiek w ogóle nie oddaje moczu i w związku z tym musi zastanawiać się nad każdym łykiem wypijanej wody. Jeśli wypije jej za dużo, to podczas dializy musimy tę wodę ściągnąć. I jeżeli mamy do ściągnięcia dwa litry w ciągu czterech godzin, to nie ma problemu, ale jeśli pacjent wypije pięć czy sześć litrów, nie jesteśmy w stanie jednorazowo tego ściągnąć. Po przeszczepie, człowiek też jest chory, ale to jest inny poziom choroby. Jest to choroba na innym poziomie uciążliwości. Dlatego tak ważne jest uświadamianie społeczeństwa, którego wiedza na te tematy jest naprawdę znikoma.

KG: Dziękuję za rozmowę.

reklama
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
logo