Julia Szaniawska: Nauczycielka jogi, poetka z powołania, anglistka z wykształcenia. Który opis jest Pani najbardziej bliski?
Maria Janiec: Nauczycielka jogi, bo kocham pracę z ludźmi i dla ludzi. To, czym zajmuję się obecnie zawodowo, daje mi bardzo dużo satysfakcji. Natomiast pisanie jest mi najbliższe prywatnie.
JSz: No właśnie - ludzie. Pani osobiście twierdzi, że profil na Instagramie powstał z miłości do nich, jest ich tam ponad 12 tysięcy. Uważa się Pani za ich nauczycielkę, trenerkę czy może przyjaciółkę?
MJ: Przyjaciółkę która pokazuje, że życia nie należy się bać. Wprost przeciwnie - że każdy z nas ma wielki potencjał, że można spełniać się w różnych dziedzinach życia i że nasze ciało ma bardzo duże możliwości. Wykorzystuję w ten sposób media społecznościowe do tego, żeby ludzie mogli porozmawiać na tematy dla nich ważne. W ten sposób też, jestem w stanie pracować jako nauczycielka jogi, na znacznie większą skalę. Bardzo to doceniam.
JSz: Rozmowa o tematach ważnych to jedno, ale porusza Pani bardzo często tematy tabu, bez nutki obawy... Skąd w tak młodej osobie taka siła i odwaga?
MJ: Zebrana na własnym doświadczeniu. Jako nastolatka bardzo kiepsko radziłam sobie z krytyką, a jednocześnie była we mnie niezgoda na wszelkie zdania typu „to nie wypada” lub „o tym się nie mówi”. Ale jak możemy nie rozmawiać o czymś, co dotyczy nas wszystkich, jako ludzi? Dla mnie nie ma tematów tabu. Jeżeli tylko stworzymy odpowiednie warunki do rozmowy, jesteśmy w stanie mówić o wszystkim. Poza tym, praktyka jogi pomogła mi nauczyć się radzenia sobie z trudnymi emocjami. Mimo, że w międzyczasie ukończyłam studia filologii angielskiej, poczułam że chcę robić coś innego. To był kolejny moment, kiedy pozwoliłam sobie na zmianę zdania i zawalczenie o siebie. Opłacało się. Chciałabym teraz dodać innym ludziom odwagi i wsparcia.
JSz: Mówimy o doświadczeniach. Proszę opowiedzieć o Fundacji „Tętniące Życiem”, z którą jest Pani związana bardzo osobiście. Jaki wkład ma Pani w jej rozwój i jakie ma dla Pani znaczenie?
MJ: Tak, powstanie Fundacji miało niezwykłą rolę w moim życiu! Nauczyłam się tego, że oprócz pracy zawodowej możemy robić więcej. To daje ogromną siłę i chęć do działania. Człowiek jako istota społeczna potrzebuje drugiego człowieka, szczególnie w trudnych momentach życia. To jest nieocenione. A często to my sami potrzebujemy pomocy... Ponieważ mieszkałam za granicą przez kilka lat, moje działania w ramach Fundacji były częściowo utrudnione. Przylatywałam z Norwegii żeby prowadzić warsztaty jogi, warsztaty z samoakceptacji i prowadzić imprezy organizowane przez „Tętniące Życiem”. Są to dla mnie piękne wyzwania.
JSz: Ostatnie lata za granicą, a teraz przeprowadzka z Norwegii do Polski w dosłownie kilka dni, okupiona ogromnym wysiłkiem. Co Panią i męża skłoniło do tak nagłej decyzji?
MJ: Pakowanie zajęło nam dwie doby, a sama podróż do domu trwała 40 godzin. Ogólnie decyzja o powrocie nie była nagła, planowaliśmy powrót do Polski w tym roku. Natomiast decyzja o przyspieszeniu tego powrotu wynikała z wzięcia odpowiedzialności za swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Trudne czasy wymagają odważnych decyzji. Naprawdę chcieliśmy być już w domu, a nasz dom jest w Garwolinie. Mówiąc „dom” w pierwszej kolejności mam na myśli przede wszystkim naszą rodzinę.
@@@
JSz: W takim razie, witamy w domu! Wróćmy do początku, jak zaczęła się Pani przygoda z jogą?
MJ: Dziękuję, za każdym razem wzruszam się, jak słyszę lub czytam słowa „witamy w domu”... A joga? Mogłabym powiedzieć że właśnie dzięki niej poczułam się w swoim ciele „jak w domu”. Nauczyłam się jak dbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, a zaczęło się to od dwóch bodźców. Pierwszy z nich był bardzo banalny - jako nastolatka musiałam zacząć wzmacniać słaby kręgosłup. Drugi natomiast to były moje emocje, z którymi nie zawsze sobie radziłam i skrywałam je. Jako nastolatka miałam też pierwsze stany depresyjne. Joga jest bardzo starą nauką, która opiera się na holistycznej pracy z ciałem i z psychiką. Jedno nie funkcjonuje bez drugiego, i na odwrót.
JSz: Taka wiedza, zasługuje na rozpowszechnianie. Planuje Pani otwarcie studia jogi w Garwolinie, kiedy pojawił się ten pomysł?
MJ: Pomysł stworzenia studia w Garwolinie pojawił się w listopadzie zeszłego roku. Wiedziałam, że po powrocie z Norwegii chcę prowadzić zajęcia w naszym mieście, ale niestety w powiecie nie ma odpowiedniego miejsca na tego typu zajęcia. Mogłabym pracować w Warszawie, ale jestem na etapie szukania stabilności w życiu. Poza tym, aspekt pracy lokalnie jest dla mnie bardzo ważny, czego nauczyli mnie moi rodzice. Mam w sobie podwójną motywację do działania, wiedząc, że stworzymy w Garwolinie nowe miejsce i perspektywę dla dorosłych i młodzieży.
JSz: Na jakim etapie jest aktualnie to marzenie?
MJ: Jesteśmy na etapie prac remontowych i wykończeniowych. Chcę bardzo starannie dostosować to miejsce do zajęć. Poza tym, będzie też przestrzeń na odpoczynek, więc jeżeli ktoś będzie miał ochotę, to można przyjść wcześniej przed zajęciami, napić się dobrej kawy lub ziół i poczytać w spokoju.
JSz: Garwolińska oaza spokoju! Uważa Pani, że właśnie tego potrzeba mieszkańcom?
MJ: Spokoju potrzeba ludziom na całym świecie, z pewnością. Na pewno dobrze jest mieć w mieście więcej perspektyw i możliwości do próbowania nowych rzeczy.
JSz: Czy istnieje już jakiś schematyczny plan działania studia?
MJ: Mam na wszystko pomysł ale jest zbyt wcześnie, żeby o tym mówić. Wszystko w swoim czasie.
JSz: Każda inicjatywa ma jakieś cele do osiągnięcia. Jakie jest motto, myśl przewodnia Pani działalności?
MJ: Pomoc innym w poszukiwaniu równowagi, odpoczynku i bezpiecznej przestrzeni do samorozwoju w życiu. To bardzo wymagające, ale i wdzięczne zadanie.
JSz: Czy joga jest dla każdego?
MJ: Tak. Jest to praktyka dla każdego, ponieważ każdy ma ciało. Trzeba jedynie odpowiednio dostosować ćwiczenia do potrzeb danej osoby, bo te się od siebie różnią. Tak samo jak stan zdrowia. Ale płeć, wiek, wzrost, waga, nie są przeciwwskazaniem, wprost przeciwnie.
JSz: Mówi Pani o sobie: „Kobieta zakochana”... Duże wsparcie uzyskuje Pani od męża?
MJ: Tak, mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem i daje mi bardzo dużo wsparcia! Pomaga mi również w tworzeniu studia. Potrafi mnie czasem sprowadzić na ziemię, wtedy kiedy trzeba, bo najchętniej robiłabym cztery duże przedsięwzięcia na raz. Tak więc dobrze się balansujemy.
JSz: Ostatnie pytanie. Co uważa Pani za swój największy sukces?
MJ: Uuuuu…Trudne pytanie. To, co jeszcze przede mną.
JSz: Pozostaje mi jedynie życzyć powodzenia i trzymać kciuki. Dziękuję bardzo za rozmowę.
MJ: Ja również dziękuję, było mi bardzo miło.
Autor: Julia Szaniawska, studentka Dziennikarstwa UKSW.