pozostał. To było drugie podobne przejście dla rodziny z Garwolina. Co do powiedzenia w tej sprawie ma dyrektor SP ZOZ Krzysztof Żochowski? Jak wyglądają procedury w SP ZOZ w czasie koronawirusa?
Wizyta w SP ZOZ 3 sieprnia
Pierwsze spotkanie w przychodni na Staszica, z nieprzyjemną zdaniem małżeństwa z Garwolina lekarką, miało miejsce 3 sierpnia, około godziny 19.00.
- Nasza 8-miesięczna córka miała kaszel i katar, a 9-letni syn gorączkę i ból gardła. Na początku nie chcieli nas przyjąć, ale po pół godziny pani lekarka stwierdziła, że musi nas przyjąć, bo jak wyśle nas od razu do szpitala, to będzie miała problemy. Z wielką łaską nas przyjęła. Z 8 - miesięcznym dzieckiem zostaliśmy skierowani do szpitala w Garwolinie. Z Garwolina ze szpitala odesłali nas na oddział zakaźny do szpitala w Warszawie, na ul. Wolskiej. Dziecku włożono patyczek do nosa i przez to badanie aż poszła mu krew. Z dzieckiem w szpitalu byliśmy przez prawie dobę. 9 - latek dostał antybiotyk i został odesłany do domu - relacjonuje ojciec dziecka.
Na wyniki testu na obecność SARS-CoV2 dla 8-miesięcznego dziecka, rodzice czekali do wtorkowego popołudnia.
- Powiedziano nam, że jeżeli COVID wyjdzie, to trzeba sobie zrobić izolację domową. We wtorek zadzwoniła do nas pani ze szpitala zakaźnego, że test jest negatywny – informuje ojciec.
"Zerknę na dziecko przez okno"
Kilka tygodni później, w niedzielę 23 sierpnia 9-letnie dziecko małżeństwa z Garwolina miało wysoką 40-stopniową gorączkę i ból głowy. Temperatura nie ustępowała od soboty. Małżeństwo udało się do przychodni na Staszica około godziny 18.00.
- Pielęgniarka, która rejestruje nie chciała nas wpuścić, tylko kazała dzwonić – relacjonuje mama dziecka. - Zadzwoniliśmy więc i pani doktor, która odebrała telefon, powiedziała, że ma pełne ręce roboty i żebym przyprowadziła dziecko, to może przez okno na nie zerknie. Miała do mnie wielkie pretensje, że niby tylko na nocnej pomocy się leczę i powiedziała: „Jedziecie do Siedlec, bo dziecko ma koronawirusa”. Zapytałam ją: „Na jakiej podstawie tak twierdzi?”, a ona odparła, że to dlatego, że ma gorączkę – mówi mama dziecka.
- Zrobiłam jej awanturę, pogroziłam policją. Pani była na to bardzo oburzona, bardzo nieprzyjemna i zbulwersowana. Łaskawie dziecko zbadała i dała skierowanie do Szpitala w Garwolinie. Lekarka powiedziała mi, że z takim dzieckiem, z gorączką nie wychodzi się z domu. To jak ja mam dziecko zbadać? - mówi mama dziecka.
Mama nie ukrywa, że w przypływie emocji wypowiedziała niecenzuralne słowa do lekarki: - Przyznaję, że ze dwa razy przeklęłam do lekarki, bo nie dałam rady.
Zupełnie inaczej pomoc dla 9-latka wyglądała w szpitalu.
- W szpitalu była przesympatyczna pani pielęgniarka i przesympatyczny pan doktor. Potraktowali nas jak ludzi – mówi mama dziecka.
- Syn był 3-4 godziny w szpitalu. Dostał kroplówki, poprawiło mu się i wypuszczono nas do domu, ale w poniedziałek jeszcze źle się czuł i gorączkował – relacjonuje ojciec dziecka.
- Koronawirus to spokój dla lekarzy, bo się pozamykają, telefonicznie wypiszą antybiotyki i mają wszystko w nosie – podsumowuje pracę lekarzy w czasie COVID, matka dziecka.
@@@
Stanowisko dyrektora SP ZOZ Krzysztofa Żochowskiego
Na początek pisemnej odpowiedzi, dyrektor wstawił formułkę o ochronie danych osobowych, ale nikt nie oczekiwał od pracowników SP ZOZ ujawniania danych osobowych, a jedynie odniesienia się do zdarzeń, które rodzice dosyć dokładnie przedstawili i które chcą nagłośnić. Dane osobowe pozostają do wglądu tylko redakcji KG i pracowników SP ZOZ.
„Z uwagi na tajemnicę lekarską oraz ochronę dóbr wrażliwych – danych o stanie zdrowia pacjentów udzielenie wyczerpujących odpowiedzi nie jest prawnie możliwe bowiem zgodnie z prawem prasowym - przedsiębiorcy i podmioty niezaliczone do sektora finansów publicznych
oraz niedziałające w celu osiągnięcia zysku są obowiązane do udzielenia prasie informacji o swojej działalności, o ile na podstawie odrębnych przepisów informacja nie jest objęta tajemnicą lub nie narusza prawa do prywatności (art. 4 ust.1)” - napisał dyrektor.
Dyrektor nie odnosi się też do słów, które zdaniem rodziców miała wypowiedzieć lekarka. Zaznaczył jedynie, że pomoc został udzielona.
„Zarzut , że lekarze w NPL nie przyjmują chorych dzieci w weekend jest chybiony. W obu przypadkach lekarz pełniąca dyżur w NPL zebrała wywiad, zbadała dzieci, osłuchała ich po czym wystawiła skierowania do szpitala. Pomoc lekarska została udzielona” – twierdzi Krzysztof Żochowski.
Dyrektor odniósł się też do pierwszego opisanego przypadku z 3 sierpnia. Jego zdaniem rodzice powinni się udać na wizytę z dzieckiem w ciągu dnia.
„Zgodnie z art. 5 pkt 17a ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (tekst jedn.: Dz. U. z 2015 r.poz. 581 z późn. zm.) – „nocna i świąteczna opieka zdrowotna - świadczenia opieki zdrowotnej z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej udzielane przez świadczeniodawców poza godzinami pracy określonymi w umowach o udzielanie świadczeń podstawowej opieki zdrowotnej, w szczególności w dni wolne od pracy i w święta, w przypadku nagłego zachorowania lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia
świadczeniobiorcy, które nie jest stanem nagłym;”. Analiza omawianych przypadków w oparciu o dane z dokumentacji medycznej prowadzi do wniosku, że stan zdrowia dzieci nie był stanem nagłego zachorowania. W pierwszym przypadku wizyta w NPL miała miejsce w poniedziałek 3 sierpnia w godzinach wieczornych. Powstaje pytanie - dlaczego matka nie udała się z chorym dzieckiem do swojego lekarza rodzinnego w ciągu dnia skoro jej dziecko źle się czuło od kilku dni zarówno ona jak i młodszy syn byli już chorzy i zostali przyjęci przez lekarza?” – zaznaczył dyrektor.
Krzysztof Żochowski zaznacza też, że rozumie oczekiwania rodziców, ale lekarz nie zawsze może szybko przyjąć pacjenta: „Rozumiem oczekiwania rodziców zwłaszcza małych pacjentów, by ich dziecko było natychmiast przyjęte przez lekarza natomiast trzeba wziąć pod uwagę charakter pracy lekarza dyżurnego w NPL. Lekarz ten często udziela porad telefonicznie, wypełnia dokumentację medyczną albo zajmuje się innymi pacjentami.”
Dyrektor dodaje, że lekarzom przysługuje ochrona prawna i nie można zwracać się do nich używając epitetów: „Oczekiwanie nie uzasadnia znieważania lekarzy różnymi epitetami, co potwierdziła sama skarżąca. Chcę w tym miejscu podkreślić, że lekarzowi , który wykonuje zawód w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, który zawarł umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, w związku z udzielaniem świadczeń zdrowotnych w tym podmiocie przysługuje ochrona prawna należna funkcjonariuszowi publicznemu (art. 44 ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty).”
Zdaniem dyrektora personel medyczny SP ZOZ zachowywał się w dniach 3 i 23 sierpnia jak należy.
„Postępowanie lekarzy zarówno w NPL jak i w SOR było prawidłowe, zgodne z aktualnymi wytycznymi i procedurami sanitarnymi. Nie dopatruję się błędów w pracy personelu lekarskiego. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że gorączka i kaszel to objawy koronawirusa, które determinują, ale nie eliminują postępowania lekarzy w celu zachowania szczególnej ostrożności” – zaznacza Krzysztof Żochowski.
reklama
Komentarze (0)