Lipy trzeba było podlewać gdyż tam to i sześćdziesiąt dni mogło nie być deszczu. Przed suszą można je było ustrzec podlewając co kilka dni obficie lecz zakątek na którym przyszło rosnąc lipom jest zastoiskiem mrozu i kiedy wczesna wiosną słońce nagrzewało pnie drzew a mróz w nocy rozsadzał te pnie w których ruszyły soki byłem bezradny. Prawie połowa z posadzonych drzew w ten sposób straciła główny pień lecz obok wyrastały mocne odrosty i na polu mam trzy i cztero-lipki czyli lipy o trzech , czterech a nawet pięciu i sześciu pniach które wyrosły na jednym korzeniu.
Mijały lata, lipy wyprowadziły korony tak, że tylko samochód osobowy mógł przejechać aleją lipową. Tak - wyrosła aleja lipowa, nie tak piękna jak ta którą w dzieciństwie widziałem w Podzamczu Chęcińskim. Tamta aleja miała ponoć 400 lat, ta moja ma 27.
W koronach moich lip wychowuje się już kolejne pokolenie ptaków, kolejne pokolenie pszczół zbiera nektar z ich kwiatów lub spadź z liści. Kolejne pokolenie kuropatw ucieka przed jastrzębiem pod opadające do ziemi korony drzew.
Lipy które znamy z parków czy ogrodów mają korony wysoko nad ziemią a te moje to takie lipy z bajki które mogą dać uciekinierom schronienie i ukrycie przed prześladowcami. Pewnie wystarczy znać odpowiednie zaklęcie lub po prostu mieć odpowiednią wyobraźnię.
Co roku stawałem przed jedną i tą samą lipą i prosiłem o zrobienie zdjęcia. Lipa rosła powoli, ja zmieniałem się na kolejnych zdjęciach powoli.. Ja się starzałem, lipa dorastała.
Jest druga połowa czerwca, za tydzień, najpóźniej za dziesięć dni lipy zakwitną. Siądę przy oknie na pięterku. Przy oknie z którego przy którym niemal na wyciągnięcie ręki rosną lipy i ta jedna fotografowana. Będę słuchał szumu pszczół zanurzony we wszechobecnym zapachu lip. Posadziłem więc zapach i szum, posadziłem gniazda i ptaki, posadziłem cień i schronienie, posadziłem szelest i spokój.
SJS@@@
reklama
Komentarze (0)