Już na kilka godzin przed startem do pierwszego z ośmiu zaplanowanych do rozegrania OSów wokół parku maszyn zorganizowanym na Rynku w Maciejowicach zebrał się spory tłumek gapiów. Krzątający się w boksach mechanicy dokonują ostatnich przeglądów przygotowując maszyny do startu a załogi ustalają strategię na trasę. Kilka kilometrów dalej, wzdłuż trasy pierwszego OSa ustawiają się już kibice. Każdy chce zająć jak najlepsze miejsce do obserwacji zmagań rajdowców. W tym samym czasie organizatorzy sprawdzają jeszcze czy trasa jest odpowiednio zabezpieczona, a policja, strażacy i pozostałe służby zajmują strategiczne miejsca na trasie. Niebawem bowiem rozpocznie się rywalizacja kierowców w 7 Rajdzie Mazowieckim. Sympatycy rajdów samochodowych przybyli tutaj odpowiednio przygotowani. Większość z nich ma ze sobą miniaturową „cyfrówkę”, niektórzy nawet kamerę, przyciemniane okulary i lekkie sportowe ubranie ułatwiające szybkie przemieszczanie się do najciekawszych miejsc na trasie. Przechadzając się pośród gapiów słyszę dyskusje na temat wyższości poszczególnych modeli samochodów, silników czy umiejętności zawodników. Każdy jest tutaj fachowcem w dziedzinie motoryzacji - bo inaczej przecież nie wypada. Atmosfera powoli zaczyna się zagęszczać. Niedługo pierwsze ekipy wyruszą na trasę rajdu. Jeszcze ostatnie tankowanie, przetarcie przedniej szyby dla lepszej widoczności, oznakowanie samochodu i pierwsza załoga zjeżdża już z rampy. Udadzą się teraz swoim Mitsubishi Lancer w kierunku startu do pierwszego odcinka specjalnego. To Paweł i Tomasz Dytko z Automobilklubu Opolskiego. Pozostałe załogi reprezentują automobilkluby z całej niemal Polski. Kolejne załogi w kolejności według listy startowej melduję się na rampie po czym wyruszają w kierunku miejscowości Podwierzbie, skąd wystartują na trasę pierwszego OSa. Pakuję więc swój reporterski ekwipunek i ruszam pospiesznie za nimi. Po drodze mijają mnie kolejne załogi i nie powiem - fantazja powoli zaczyna mnie ponosić. Zdrowy rozsądek nakazuje mi jednak zdjąć nogę z „gazu” i zjechać trochę na prawo ustępując miejsca prawdziwym rajdowcom. Po kilkunastu minutach docieram prawie na miejsce. Swojego „bolida” parkuję kilkaset metrów przed linią startu i dalej już ruszam piechotą. Już z daleka widzę, że na starcie zebrała się spora grupka obserwatorów i fotoreporterów. Jest także ekipa z telewizji oraz lokalni „kronikarze”. Wszyscy oczekują na start pierwszej załogi. W końcu nadchodzi ta chwila.Słychać już warkot silnika, miarowe odliczanie czasu, jakieś uwagi przekazywane przez radio, aż wreszcie powietrze rozdziera przeraźliwy ryk wydobywający się spod maski startującego właśnie Mitsubishi. Olbrzymi jazgot, pisk opon, tuman kurzu i… po kilkunastu sekundach zostają po nim tylko opary wyrzucone z rury wydechowej. Auto znika za pierwszym zakrętem a na linii startu ustawia się właśnie kolejna załoga – również Mitsubishi Lancer. Wystartują za niespełna kilkadziesiąt sekund. Kolejne załogi wyruszają na trasę. Ja natomiast udam się teraz w inne ciekawe miejsce na trasie tego OSa. Po kilku minutach jestem już w okolicach Kolonii Podłęż, jakieś 3,5 km od linii startu. W tym właśnie miejscu nawierzchnia trasy z asfaltowej przechodzi w szutrową. Dodatkowym utrudnieniem jest tu dość ciasny, prawy, 90 stopniowy zakręt. Po chwili znajduję świetny punkt widokowy. Może uda mi się zrobić choć kilka ciekawych fotek. Miejsce, w którym się znajduję jest łatwo dostępne - można tu dotrzeć lokalnymi drogami, czy polnymi trektami. Nie dziwi więc fakt, że zebrała się tutaj spora grupa amatorów rajdowego szaleństwa. Kolejne samochody z olbrzymią prędkością pokonują prostą dojazdową do zakrętu gdzie muszą mocno wyhamować aby nie wypaść z trasy. W pewnym momencie jadą tak wolno, że przez zakurzone szyby samochodów mogę bez trudu dostrzec skupione twarze zawodników. Trwa to jednak bardzo krótko, bo przed nimi otwiera się już kolejna prosta i auta momentalnie nabierają prędkości aby po chwili zniknąć w tumanach kurzu. Muszę przyznać, że ryk wchodzących na obroty silników wywołuje niesamowite wrażenie… Ruszam teraz w kierunku miejscowości Kraski Dolne. Po chwili jednak dostaje wiadomość przez telefon komórkowy, że kilkaset metrów przed metą pierwszego OSa załoga z 32 numerem startowym - Paweł Sławik i Oktawian Sokołowski wypadają z trasy w przydrożne bajoro. Zmieniam więc plany – rzut oka na mapkę i szybko udaję się na miejsce zdarzenia. Kilka metrów od trasy stoi pogięty nieco Peugeot 306. Na szczęście załodze nic się nie stało o czym świadczy wystawiona a widocznym miejscu tabliczka z napisem OK. Wokół szybko zebrała się grupa ciekawskich, którzy prześcigają się w ocenach przyczyn wypadku. W pobliżu krąży wściekły Paweł Sławik – pechowy kierowca – dla niego dzisiejszy rajd już się raczej zakończył. Kolejne załogi docierają na metę, skąd udają się do serwisu na Rynku w Maciejowicach. Kierowcy i piloci będą teraz mieli kilkanaście minut wytchnienia. Potem ponownie wyruszą na trasę – tym razem w kierunku miejscowości Sobienie Jeziory. Tam czeka ich kolejny OS na trasie tegorocznego Rajdu Mazowieckiego. Do Maciejowic wrócą jednak jeszcze dwukrotnie aby rozegrać 4 i 7 z ośmiu zaplanowanych OSów. Tak oto na naszych oczach rodzi się w powiecie nowa rajdowa tradycja. Może nie przyciąga ona jeszcze rzesz kibiców i obserwatorów z oddalonych miejscowości ale na pewno przybywają tu najgorętsi zapaleńcy sportów samochodowych. Czegoś mi jednak brakuje. Po raz kolejny nie wykorzstaliśmy jak należy okazji do promocji naszego regionu. Mnie osobiście zabrakło barwnej otoczki festynowej i- rekreacyjnej, która zwykle towarzyszy tego typu imprezom i która przyciągnęłaby i zatrzymała na dłużej całe rodziny sympatyków motoryzacji. Ale to już zmartwienie organizatorów i gospodarzy rajdu. Dariusz Brzozowski
Komentarze (0)