Chyba każdy z nas mógłby podpisać się pod tymi słowami pisarza. Tak już jest bowiem, że to, na co najbardziej czekamy, zazwyczaj nie przychodzi. Często nie spełniają się nasze oczekiwania, które nosimy w swoim sercu. Musimy jednak zrozumieć, że oczekiwanie na coś, a oczekiwanie na Chrystusa to nie to samo. Dlatego niebezpieczne jest to, że wnioski z niespełnionych oczekiwań życiowych przenosimy niekiedy na płaszczyznę życia religijnego. Wyciągamy fałszywy wniosek, że skoro to coś, czego oczekujemy, nie przychodzi, to z pewnością tak samo jest z przyjściem Jezusa Chrystusa. Może myślimy: Przecież już tyle pokoleń chrześcijan oczekuje na jego przyjście, a On ciągle nie przychodzi. Zrezygnowani przestajemy więc, czekać na Chrystusa. Dajemy pochłonąć się codzienności, szarym dniom z ich większymi czy mniejszymi problemami. Szansę stanowi dla nas Adwent, który rozpoczynamy. W czasie Adwentu bowiem, zostajemy wyrwani z tego dziwnego letargu. Kiedy słyszymy w Kościele słowa wzywające nas do czuwania, możemy się otrząsnąć, możemy wyrwać się z zaklętego kręgu codzienności i postawić sobie pytanie: Jak mogliśmy zapomnieć o tak ważnej sprawie, jaką jest oczekiwanie na przyjście Pana? Adwent daje nam możliwość zmobilizowania się, aby razem z innymi oczekiwać Pana. Niepokoi to, że jest to jednak przeważnie oczekiwanie na przyjście Jezusa w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Wygospodarowujemy cztery tygodnie, by oczekiwać Zbawiciela rodzącego się w stajni betlejemskiej i by Go powitać na Pasterce. I na tym kończy się często nasze oczekiwanie. Zapominamy o tym, że Adwent przypomina nam o innym jeszcze przyjściu Chrystusa. Tym, które ma się dokonać przy końcu czasów. Na to ostateczne przyjście Pana często nie zwracamy większej uwagi. A przecież to drugie przyjście Chrystusa jest czymś bardzo ważnym. Ono bowiem zadecyduje o naszej wiecznej przyszłości, o naszym wiecznym życiu. Być może z lenistwa, z niedbalstwa, albo z powodu słabej wiary rezygnujemy z tego czekania, które wymaga od nas nie czterech tygodni czy czterech lat, ale ciągłej gotowości, nieokreślonego bliżej czasu czekania. Pamiętajmy jednak, że Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka - ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia (2P. 3,9). Stąd Jezus Chrystus wiedząc o decydującym dla nas znaczeniu Jego powtórnego przyjścia wzywa dzisiaj: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie (Mt 24,42), bądźcie gotowi, bo w chwili której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24,44). Natomiast św. Paweł, kontynuując wezwanie Chrystusa, przejmująco woła: Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli (Rz 13,11). Oczekiwać więc, to znaczy więcej myśleć o Bogu i dawać Mu więcej miejsca w swoim codziennym życiu. Nie tylko teraz, w czasie Adwentu, ale w każdym czasie. Oczekiwać - to mieć świadomość, że Pan jest zawsze blisko. Chociaż Go nie widzimy - On jest. Oczekiwać - to zawsze pamiętać o Chrystusie. O jego zapewnieniu, że przyjdzie. Oczekiwać - to być przekonanym, że On przyjdzie. Chociaż bowiem nie spełniają się nasze różne oczekiwania, to przecież Chrystus nie zawiedzie. Stąd oczekiwać na Chrystusa, to mocno wierzyć, że On przyjdzie. Bez tej wiary nie ma oczekiwania na Chrystusa. Dlatego niech nie słabnie nasza wiara, nasza ufność, nasza czujność. Niech nie słabną nasze siły. Nie poddawajmy się znużeniu, zniecierpliwieniu, ani temu wszystkiemu, co nas odciąga od Boga, od spraw ostatecznych. Oczekiwać - to właśnie być wrażliwym na sprawy ostateczne. Być otwartym na tę nową, nieznaną dla nas rzeczywistość. Ona jest dla nas przygotowana. W niej mamy zamieszkać i do niej podążajmy! Ks. Jarosław Ruciński - KUL
Komentarze (0)