W przededniu wyjścia pielgrzymki, w obydwu garwolińskich grupach 7A i 7B zapisanych było około 300 osób. Niektórzy szli z zamiarem dopisania się na pierwszym noclegu w Maciejowicach, niektórzy dołączą do pielgrzymki w następnych dniach. Są też tacy, którzy do Częstochowy pójdą z pielgrzymką warszawską – „paulińską” lub „akademicką”. Przekrój wieku pielgrzymów jest ogromny - od kilkulatków do ludzi po siedemdziesiątce. Ci ostatni to weterani pielgrzymki – na ogół idą już dwudziesty któryś raz.
Media wiele mówią o polskim fenomenie pielgrzymek, który zdumiewa i fascynuje Europę Zachodnią. Co sprawia, że rokrocznie tak wielu ludzi decyduje się na kilka czy kilkanaście dni opuścić dom, iść po 30 i więcej kilometrów dziennie, niezależnie od warunków pogodowych czy samopoczucia, spać w namiocie lub stodole, jeść konserwy lub to co ludzie po drodze podadzą, zapomnieć, że istnieje wygodne łóżko, stół, wanna, prysznic, makijaż, krótkie spodenki, bikini? Niektórzy, zwłaszcza nastolatki, idą na pielgrzymkę, by wyrwać się z domu, zobaczyć nowe miejsca (często jest to ich jedyny wakacyjny wypad poza własne miasto czy wioskę), przeżyć wakacyjną przygodę. Są we własnej grupie rówieśniczej, a pokutny wymiar tej wyprawy może do nich nie przemawia, ale też zbytnio nie przeszkadza. Na pewno jest wielu takich, którzy idą w konkretnym celu. Dziękują za szczęśliwe narodzenie dziecka, na które od lat czekała całą rodzina, za zdanie matury, proszą o zdrowie matki, wyzwolenie z nałogu alkoholizmu męża, pracę... Intencji jest bardzo dużo, niektóre są odczytywane w codziennej modlitwie różańcowej, inne są znane tylko pielgrzymowi i Bogu. Są też tacy, którzy co roku, gdy zbliża się sierpień, czują „zew pielgrzymki”. Nie mają specjalnego powodu, ale czują, że jak biblijny patriarcha Abraham muszą iść.
W dniu wczorajszym towarzyszyłam pielgrzymce przez pół dnia. W tym miejscu, w imieniu wędrujących, a także w swoim własnym, jako były pielgrzym, chcę serdecznie podziękować mieszkańcom Łaskarzewa za wspaniałe przyjęcie. Nasi sąsiedzi sprawili, że w dalszą drogę żaden pielgrzym nie poszedł głodny. Jak co roku okazali wielką gościnność i serdeczność. Z pewnością wielu garwolińskich pątników będzie o nich pamiętać w swoich modlitwach.
Przed wyjściem grup rozglądałam się, ilu dawnych znajomych wyruszyło na pielgrzymi szlak w tym roku. Oto brat Stanisław, którego pamiętam „od zawsze”, tam Ewa, znajoma z mojej pierwszej pielgrzymki sprzed dziesięciu lat, Wojtek, dawny porządkowy, dziś idzie z żoną i z dziećmi... Przypomniałam sobie dawną ekipę muzyczną: Andrzeja, Marylę, Edytę. Dziś ich miejsce zajęli inni, tak samo jak ich poprzednicy, pełni zapału i zaangażowania w prowadzenie śpiewu i akompaniament. Za kilka czy kilkanaście lat przyjdą kolejni - ekipa muzycznych, porządkowych, medycznych... Poprowadzi ich inny ksiądz - przewodnik. Ale pielgrzymka nadal będzie ta sama, z Garwolina i innych miejsc na Jasną Górę. Lud pielgrzymi nadal będzie prosił Pana, by był ich Światłem.
Komentarze (0)