Nie całkiem prawdę o tym jedynym razie na pochodzie mówiłem bo w 1953 roku to ja też chyba w pochodzie brałem udział ale ja tego nie wiedziałem. A było to tak - miałem już rowerek i jeszcze
trochę dzieciaków też miało w mieście rowery i rowerki. Wymyślono więc wyścig rowerowy, kto żyw miał się stawić z odświętnie ubranym rowerem na starcie. Pomysł był doskonały, realizacja jeszcze lepsza bo tych z małymi rowerkami, średnimi rowerami i normalnymi rowerami ustawiono razem. No może niezupełnie razem bo na początku - chyba po to aby dać fory - ustawiono tych najmniejszych a na końcu największych.
Może w tym zgromadzeniu byli tacy którzy wiedzieli dokąd trzeba jechać i po co. Ja wiedziałem tylko, że mam jechać najszybciej jak mogę na tym swoim rowerku z ostrym trybem.
Huknęło - zamieszanie i wszyscy ruszyli to ja też. Nawet nie poprzewracali się na początku bo najpierw to ta kawalkada ruszyła wolno - wolno dla tych z dużymi rowerami bo my na początku to z całych sił pedałowaliśmy i dość szybko ci na początku czyli my na małych rowerkach byliśmy końcówką peletonu - wszyscy nas wyprzedzili. Jechałem, jechałem aż się zmęczyłem więc doszedłem do wniosku, że już chyba dojechałem do mety i pojechałem do domu.
W domu pytają i co wygrałeś wyścig?
Oczywiście, przecież się zmęczyłem czyli dojechałem tam gdzie miałem dojechać.
Co to był ten ostry tryb?
Wtedy rowerki produkowano takie, że jeśli się kręciło tylne koło to i pedały się też kręciły. Czyli po rozpędzeniu rowerka nogi trzeba było trzymać szeroko aby nie hamować jazdy. Kto dziś wie o takich wynalazkach? A tamte czasy były takie, że przerzutkę do roweru brata to ciotka z Anglii przysłała.
Może dlatego ojca czepiali się w komitecie? Nie wiem.
SJS
Może dlatego ojca czepiali się w komitecie? Nie wiem.
reklama
Komentarze (0)