Nie chcę tu skupiać się na poszczególnych elementach liturgii Wielkiego Tygodnia, choć uważam, że w Wielki Czwartek życzenia i podziękowania dla duszpasterzy można by było przenieść do zakrystii po nabożeństwie, żeby jeszcze bardziej nie przedłużać i tak długiej mszy św., tak jak to widziałam w jednej warszawskiej parafii, gdy jeszcze byłam studentką. Można by też pouczyć wiernych, że błogosławieństwo pokarmów przyniesionych w koszyczku w Wielką Sobotę dotyczy tylko pokarmów i dlatego nie należy się przy tym żegnać.
Niedzielny poranek. Rezurekcja, a ściślej mówiąc, pierwsza msza w Niedzielę Wielkanocną. Mało kto wie, że formalnie rezurekcja to wieczorna msza Wigilii Paschalnej, w czasie której śpiewa się już Alleluja i pieśni wielkanocne. Poranna procesja natomiast jest jej ostatnim elementem, a nie wstępem do pierwszej mszy Niedzieli.
Co roku w Wielką Sobotę wieczorem zadaję sobie pytanie, czy wstanę i czy w ogóle warto tak rano się zrywać, a potem wstaję i idę na tę pierwszą poranną mszę, zwaną potocznie rezurekcją, która rezurekcją nie jest. Już w drodze słychać bicie dzwonów, a chwilę potem orkiestra strażacka zagrzmi na melodię Wesoły nam dzień dziś nastał. Gdy to usłyszę już wiem, ze jednak było warto wstać tak rano. Pisząc o orkiestrze, nie sposób nie wspomnieć o jej długoletnim kapelmistrzu, panu Marku Kozickim. Z pewnością gdzieś w zaświatach słyszy swoich trębaczy i cieszy się, że choć ludzie przemijają, to ich dobre dzieła trwają nadal.
Pogodę w Niedzielę Wielkanocna mieliśmy iście marcową: słońce, chmury, słońce, chmury, temperatura od -2 st. rano do +8 po południu. Natomiast następny dzień przywitał nas padającym śniegiem. Tak więc Lany Poniedziałek był mokry z przyczyn niezależnych od nas. I chyba był to jedyny taki Lany Poniedziałek, jaki pamiętam, że po mieście nie biegały gromady dzieciaków z butelkami i wiadrami wypełnionymi wodą. Aura sprawiła, że nie było też chuligańskich wybryków „szanującej tradycję” młodzieży.
A dziś był powrót do poświątecznej rzeczywistości. Praca, codzienne obowiązki. Może jutro będzie już prawdziwa wiosna. A jeśli nie jutro, to może za tydzień. Czy będziemy pamiętali o dzwonach, o tym, ze wesoły nam dzień dziś nastał, że mimo naszych niedoskonałości, Pan znów dla nas zmartwychwstał, żeby wszystko mogło być piękne i nowe. Takie są moje poświąteczne refleksje. Inni mogą mieć całkiem inne, to nie jest ważne. Ważne, żeby coś w nas zostało z tych dni, co sprawi, że nasze życie będzie lepsze, duchowo bogatsze. Wielkanoc, Pascha z hebr. Pesach oznacza przejście, ominięcie. Przejście z gorszego do lepszego, ominięcie tego, co tłamsi, zniewala. I właśnie tego ominięcia i przejścia jako owocu tych świąt życzę wszystkim czytelnikom Grajdoła.
Kinga Tyszka
reklama
Komentarze (0)