W taki czas - wiosną w domu dziadków w Rębkowie rodzice postanowili zmienić tapety. Tak naprawdę to nie zmienić bo tamtych tapet się nie zdzierało tylko trzeba było położyć nowe na te stare. Więc wszystko co wisiało na ścianach obrazy, kilimy oraz stary zegar miało być zdjęte i wyniesione na czas tapetowania do komory. Tego to jeszcze w domu nie było wiec z bratem ochoczo zaczęliśmy pomagać rodzicom. Wiedzieliśmy, że zegara nie można przenosić z wahadłem więc odczepiliśmy je i dopiero wtedy skrzynkę z mechanizmem zdjęliśmy ze ściany. Nie ma wahadła, mechanizm dobrze do skrzynki przymocowany a tu w zegarze coś się przesuwa!
Koledzy Władek i Stefan w mundurkach szkolnych
Patrzymy, szukamy nic nie widać. Podnosimy skrzynkę by ją wynieść a tu znów - szur, szur coś w zegarze się przesuwa i to wyraźnie w górnej jego części. Przyglądamy się - nic nie widać – ruszamy na boki skrzynką - coś tam jednak jest w tej skrzynce. Tylko gdzie?
Okazało się, że w górnej części zegara była dokładnie zamaskowana skrytka. W skrytce leżało zawiniątko - stara gazeta a w niej coś. Rozwinęliśmy gazetę a w środku były pieniądze – prawie nowe banknoty. Setki i pięćdziesiątki. Zupełnie niepodobne do tych które myśmy znali - były i większe i ładniejsze. Może nawet określenie ładniejsze jest nieodpowiednie - one po prostu swoim wyglądem wzbudzały zaufanie. Wyraźnie
pochodziły z czasów gdy pieniądz miał swoja wartość.
To był drugi motocykl ojca - Ojciec moja matka i Makulec.
Policzyliśmy, wyszło, że w zegarze było dziesięć tysięcy złotych - przedwojennych jak nam powiedzieli rodzice zdziwieni nie mniej jak my tym znaleziskiem.
Ile to było warte przed wojną? Jeśli przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosiło przed wojną w zależności od rejonu Polski od 120 do 180 zł to ta kwota w skrytce to był majątek!
Czyje to było? Dlaczego przez tyle lat nikt tego nie znalazł?
Ten zegar był własnością wujka który zginął w obozie Buchenwaldzie. Przed wojną ojciec i wujek przyjaźnili się zanim Władek został szwagrem mojego przyszłego ojca.
Przyjaźnili się pomimo dużych różnic w charakterach i podejściu do życia. Stefan czyli mój ojciec fascynował się techniką. Jeśli gdzieś na świecie pojawiła się jakaś nowość
to ojciec był jednym z pierwszych w okolicy który ją miał. Motocykl, oczywiście pierwszy jaki był we wsi należał do ojca. Radio najpierw kryształkowe a później lampowe pierwsze u Stefana było.
Oświetlenie elektryczne - chociaż z akumulatorów ale zawsze też ojciec uruchomił u dziadków w domu.
Władek patrzył na te zakupy ojca i jednoznacznie oceniał je jako niczym nie uzasadnioną rozrzutność. Władek pieniądze zbierał i gdzieś chował. Przed samym wybuchem wojny chciał za te uzbierane pieniądze kupić ziemię i dom. Znalazł takie siedlisko, kawał ziemi tuż przy lesie które mu się podobało i ... nie kupił bo po wielu targach kupiec nie chciał ustąpić z ceny o 100 złotych.
Pierwszy motocykl to jest na tym zdjęciu. Nie był jeszcze wyposażony w reflektor, bak był trójkątny a tłumik umieszczono z przodu!
Ta sporna kwota to było chyba mniej niż jeden procent całej transakcji.
Wybuchła wojna. Ojciec mój radził Władkowi aby za całe zgromadzone pieniądze kupił skóry bo pieniądz może stracić wartość. Szwagier uważał, że to niemożliwe aby pieniądze mogły stracić na wartości. Weszli Niemcy, polski pieniądz z tygodnia na tydzień tracił na wartości lecz jeszcze można było kupić towar który można by przetrzymać i sprzedać z zyskiem. Władek był uparty i uważał że pieniądz to pieniądz, Anglia, Francja uderzą i znów polski złoty będzie miał swoja wartość. Nawet wtedy gdy Niemcy zaczęli wprowadzać na terenie Generalnej Guberni "młynarki" czyli złotówki pod niemiecką okupacją szybkiego wyzbycia się przedwrześniowych pieniędzy i już.
W1941 roku gestapo przyszło aresztować brata Władka Adolfa. Już wychodzili z domu z aresztowanym gdy jeden z gestapowców wrócił się, doszedł do łóżka i z pod poduszki wyciągnął lornetkę.
"Czyje to?" - zapytał
Aresztowany zamiast powiedzieć, że to jego wskazał na brata więc gestapo zabrało i Władka.
Zabrało razem z tajemnicą gdzie są schowane pieniądze.
Obóz przeżył Adolf, Władek umarł zaraz po wyzwoleniu obozu. Kilka lat temu we wsi tablicę tym aresztowanym wystawiono.
Po latach z bratem w zegarze odnaleźliśmy przez przypadek te ukryte pieniądze a jeszcze po wielu następnych latach przeczytałem historię opowiadaną przez rabina Nachmana z Bracławia "Historia o koniu i pompie" która jak ulał pasowała do historii tego "skarbu".
O czym ta historia?
Żydowi kupiec naraił kupno konia. Kupiec chciał tylko dwa ruble a koń widać było że jest wart co najmniej cztery ruble więc żyd konia kupił.
Pojechał z tym zakupionym koniem na jarmark a tam już chcieli za konia dać 40 rubli.
Jeśli mi dają czterdzieści rubli to ten koń musi być wart więcej - tak myślał - i konia na tym targu nie sprzedał. Chodził z koniem od jarmarku do jarmarku, oferowana przez kupców cena konia rosła ale - jeśli dają tyle to musi być wart dużo więcej i do transakcji nie dochodziło. Nawet cena podana przez króla nie była zadowalająca lecz koń był zaczarowany i na rynku w stolicy zmniejszył się i zniknął w rurze pompy co była postawiona na studni.
Żyd narobił hałasu, ludzie się zbiegli - koń w studni - zaglądają - gdzie tam koń w studni. Pobili żyda że im głowę zawraca. Żyd od studni nie ustępuje, co ludzie odejdą to z rury wygląda łeb konia. Żyd krzyczy, ludzie się zbiegają i biją żyda że im spokój zakłóca bo jaki tam koń w studni?
No cóż, trzeba wiedzieć kiedy zejść z ceny i kiedy kupić i kiedy sprzedać.
Mój wujek którego nigdy nie widziałem chyba nie słyszał tego co opowiadał Nachman z Bracławia.
SJS
reklama
Komentarze (0)