My mieszkaliśmy nad bramą - jedna ze ścian naszego mieszkania była zewnętrzna od tej strony co brakowało drugiego domu który kiedyś dotykał do tego naszego a któraś tam wojna go zniszczyła. Pewnie dlatego na tej ścianie jak była zima to za meblami szron się zbierał.
Rodzice mieli wielu znajomych którzy dość często do nas przychodzili. Rozmawiano o różnych wydarzeniach ale chyba częściej były wspominane te z przeszłości.
Raz tylko pamiętam, że długo komentowano "straszne" wydarzenie jakie miało miejsce przy okazji audycji radiowej. Otóż puszczono na antenę ja kto się dziś mówi ludową piosenkę - bo to czasy były przecież ludowe - w której był taki fragment: "a ta gęś tyłkiem trzęś, a to prosię zesrałosie...".
Władze były oburzone, robotnicy, słuchacze też - tak wynikało z tego co inni mówili w tym samym zresztą radiu.
Jakie to problemy naród miał w tamtych latach? Gęś co się zesrała albo i nie.
Któregoś letniego dnia przyszli tacy jedni z wizytą i z córką w moim wieku więc poszedłem bawić się z nią na podwórko. Podwórko było nieduże, oficyna w której mieszkali byli właściciele tego "naszego" domu, drewniane komórki i płot też drewniany a wszystko to pachniało takim starym, mokrym, podgniłym drewnem. Był tam także kącik na kwiaty i na warzywa a i jeszcze na motocykl BMW co na nim jeździł Bogdan Zydlewski.
Nie bardzo już pamiętam w co czy też czym bawiłem się z tą moją rówieśnicą ale w pewnej chwili potknęła się, upadła i zaczęła ryczeć.
Dorośli zbiegli z góry i pytają ją co się stało?
"A to wszystko przez niego - wychlipała ta ciamajda" i wskazuje na mnie.
To i dostałem po uszach zanim usłyszeli dalszy ciąg - "to wszystko przez niego bo do niego przyszłam"
Niestety to co zdążyłem oberwać już było nie do cofnięcia
Kto to Bogdan Zydlewski? Ciekawy człowiek - na motocyklu BMW jeździł. Chłopom baty wyrywał i uciekał. Co raz to na ulicę wjeżdżała jakaś furmanka z chłopem co się dopytywał "czy tu nie jechał taki na motorze co to jego bat zabrał?".
Na czym ta zabawa polegała? Chłopi co przyjeżdżali furmankami do Siedlec mieli zwyczaj wystawiać poza furmankę bat - więc jak Bogdan jechał to mu po twarzy te baty waliły. W końcu zaczął polować na tych z wystawionymi batami i miał całkiem ładną kolekcję różnych batów małych i dużych.
Chłopi nacinali się na Bogdanie a Bogdan naciął się na nas. Mieliśmy piłkę lekarską, dużą, skórzaną, wypchaną trocinami. Wytoczyliśmy ją z bratem przed dom i turlaliśmy do siebie.
Zobaczył to Bogdan który na swoje nieszczęście wracał w tym czasie do domu. Taka piłka!
Rozpędził się i z całej siły kopnął piłkę. W życiu nie widziałem takiego połączenia zdziwienia, złości, wściekłości i bólu. I takiego krzyku.
Ale się nie gniewał na nas bo i dlaczego? Miewał ważniejsze problemy. Jak budowali wiadukt nad torami to przejazd tymczasowy był dołem i tam nie wiem dlaczego postawili takiego jednego z karabinem i czapką z orzełkiem - przy tym przejeździe. Chyba miał szlaban zamykać żeby nikt życia nie stracił pod pociągiem bo i po co innego tam mógł stać - tylko po co mu wtedy karabin?
Może byli tacy co szlabany kradli?
Wieczorami to ci tam przy przejeździe to chyba podsypiali i na ten czas na wszelki wypadek szlaban był opuszczony. Zydlewski jeździł tym swoim BMW także w nocy bo przecież wtedy też można i tak pewnego bardzo późnego dnia podjechał pod ten szlaban a tu ani nic nie jedzie ani nikt nie otwiera. Szlaban był taki raczej tymczasowy więc dodał gazu i omijając zaporę ruszył jak to mówią z kopyta - a BMW ma taki charakterystyczny niski dźwięk silnika, bu, bu, bu, bu - musiał ten hałas obudzić tego z karabinem bo wyszedł z budki i zaczął strzelać do Bogdana - z karabinu. A co? - jak chronić przed wpadnięciem pod pociąg to chronić.
Nie trafił co by wskazywało, że był chyba dobrze zawiany ale swój obowiązek spełniał!
Czy to możliwe? Z karabinem do ochrony przejazdu? W 53 widziałem wartowników z karabinami co pilnowali państwowych stawów rybnych tuż pod Garwolinem przy tej drodze do Rudy Talubskiej - i strzelali nie dla zabawy.
Jedyne zachowane zdjęcie tego BMW
W latach osiemdziesiątych sam widziałem na Białorusi wartowników z karabinami na mostach kolejowych, budki tam nawet mieli. To czego oni tam pilnowali, jeśli naród cały i bez wyjątku popierał linię partii? Tak myślę, że pochód pierwszomajowy to tylko kilka godzin a dni w roku 365.
Może te 364 dni były mniej popierające niż władze oczekiwały?
SJS
Komentarze (0)