reklama

Franciszka Szatow - bohaterska 18-latka spod Maciejowic

Opublikowano:
Autor:

Franciszka Szatow - bohaterska 18-latka spod Maciejowic - Zdjęcie główne

fot. Żołnierz Polski, 22 czerwca 1930, nr 25

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z powiatu garwolińskiegoFranciszka Szatow, 18-letnia dziewczyna spod Maciejowic, w dobie wojny polsko-bolszewickiej stała się bohaterką w skali całego kraju. Wszystko za sprawą artykułu "Krwawe jabłka" spisanego na łamach "Kuriera Warszawskiego" przez weterana wojny 1920 r., Jerzego Kossowskiego.
reklama

Franciszka Szatow stała się znana w Polsce, jak ta długa i szeroka. O bohaterskiej nastolatce rozpisywała się lokalna i ogólnokrajowa prasa. Artykuły na jej temat ukazywały się na łamach m.in. "Żołnierza Polskiego", "Gazety Powszechnej", "Głosu Lubelskiego", "Ilustrowanej Republiki", "Ech Podmiejskich", "Łowiczanina" czy "Pochodni". Dziewczyna zagościła na łamach kobiecego "Bluszczu" i satyrycznej "Muchy".

Artykuł Kossowskiego ukazał się w 10. rocznicę "Cudu nad Wisłą", co świadczy, że pamięć o dziewczynie przetrwała długo. Fragment tekstu:

" W r. 1920 podczas wojny polsko–bolszewickiej tak się złożyło, że jeden z ułańskich pułków okopany pod Maciejowicami, leżąc pod ciężkim ogniem artyleryji, cierpiał bardzo z braku wody. Był lipiec, spiekota paskudna. Chłopcy ostrzeliwali się żywo i klęli w żywe kamienie. Gardła im zasychały, wargi pękały. Nagle od strony opłotków pobliskich Maciejowic pojawiły się jakieś dwie dziewczęce postacie: szły wolno polną ścieżyną, dźwigając w obu rękach po dwa wiadra wody, a na plecach jakieś toboły. Szły wśród strzelaniny spokojnie: jakby nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, i bardzo wolno, jakby w obawie uronienia choć kropli drogocennej wody. Gdy się zbliżyły do pozycji, uklękły za młodziutkim zagajnikiem i poczęły przyzywać żołnierzy. Ten i ów podpełznął chyłkiem i pił z wiadra, brał wodę do manierki i niósł kolegom. A gdy wody brakło, dziewczęta rozwiązały tobołki i wysypały na nich jabłka. Masę czerwonych, winnych jabłek. Chłopcy gryźli jabłka i strzelali, a dziewczęta poszły ku wsi, by z pół godziny znowu wrócić z wodą i jabłkami. Nawracały tak poprzez linję ognia po wielokroć razy. Aż pod sam zachód słońca, gdy znów do wsi się wybierały, padł granat wprost w kupę czerwonych jabłek. Gdy ziemia opadła i dym się przerzedził, ujrzeli wojacy, że dziewczyna, co się żołnierskiej doli litowała, leżała rzucona wybuchem pod brzozy, jakaś spłaszczona, zmięta, niby łachman. Z prawego ramienia i boku buchała krew żywa, nogi skręcone, jakby pozbawione kości, były zwinięte w okropnym skurczu. A tuż obok niej leżało kilka czerwonych jabłek. Rzucili się chłopcy ratować. Nadbiegł sanitarjusz i sprawdził: ręka urwana, biodro poszarpane, pierś dziewczęca wydarta. Zanieśli ułani o zmroku dziewczynę do wsi, wśród płaczu siostry, także rannej w rękę. Przyszedł do chaty lekarz pułkowy. Długo krajał i zszywał.

reklama

- Jak jej na imię? - spytał potem ojca.

- Franka.

- Nazwisko?

- Szatow.

- Ile ma lat ?

- Siedemnaście.

- Odważne dziecko – szepnął lekarz.

- A czy też ... będzie ... żyła ? - wyszlochał ojciec.

- Nie wiem. Może ..."

Czerwony Krzyż postanowił złożyć tyle, żeby na kupionym gruncie postawić obórkę i stodołę, a stojący tam już domek wyreperować.

Jerzy Kossowski postać Franciszki Szatow przywoływał w swoich tekstach niejednokrotnie. Został autorem znacznie obszerniejszego niż artykuł w prasie opowiadania "Franka". Trafiło ono na łamy dwóch numerów "Tygodnika Ilustrowanego". W artykule "Nie za darmo!" pisał o pomocy społeczeństwa polskiego dla dziewczyny.  

Franciszka Szatow w czasie walk z czerwonym najeźdźcą w 1920 r. miała niespełna 18 lat. Była mieszkanką nieistniejącej obecnie kolonii Koniecpol usytuowanej pomiędzy dzisiejszymi Maciejowicami i wsią Oblin. Wiadomo, że dziadek dziewczyny, Jan Szatow, w 1865 r. pełnił funkcję cyrulika wojskowego, był gajowym w pobliskim Leonowie.

reklama

W następstwie tragedii, jaką Franciszka przeżyła w czasie walk z hordami wschodu pod Maciejowicami, miała amputowaną prawą rękę i uszkodzone biodro. Została kaleką niezdolną do pracy. Otrzymała zapomogę w wysokości 20 zł miesięcznie, lecz w 1928 r. gmina Maciejowice zaniechała jej wypłacania, obligując do tego rząd. Tak oto Franciszka Szatow została żebraczką. Od wielu osób otrzymała wsparcie, lecz dla wielu stała się obiektem drwin i niewybrednych żartów, zyskując pogardliwy przydomek "Franka kulas".

Jerzy Kossowski przejęty sytuacją dziewczyny wystarał się dla niej o rentę w wysokości 60 zł miesięcznie, z czasem pomniejszoną o połowę. Apelował do rodaków o pomoc finansową dla Franciszki. W tym celu powołano do życia okolicznościowy komitet, w którego szeregach znaleźli się: Zygmunt Zaborowski jako prezes, adwokat Stanisław Kawczak, a także Władysław TroszyłłoJanina KawczakZygmuntowa Olchowiczowa i sam Jerzy Kossowski.

reklama

Poprzez zbiórkę prowadzoną przez Czerwony Krzyż zebrano dla Franki kwotę 15 557,50 zł. Suma została przeznaczona na zakup gospodarstwa rolnego. Za kwotę 9 310 zł nabyto od rodziny Kazubków i Haspertów 6 morgów i 25 prętów ziemi na tzw. Powiślu.

W numerze 136. "Kurjera Warszawskeigo" z 20 maja 1930 r. w artykule pt. "W chacie Franki Szatow" Jerzy Kossowski pisał m.in.:

"W niedzielę, dnia 18 b.m., zajechały do Maciejowic dwa wielkie samochody. Wieś się zbiegła i ujrzała, że przed zapadłą chatą Franki Szatow wysiadło kilka poważnych panów i cztery panie. Wszyscy weszli do wnętrza jedynej izby, chatę stanowiącej, zasiedli pod ścianami to na ławach, to na kufrach i z całą rodziną Franki poczęli wieść rozhowor. Ciekawscy dopychali się do okien i słuchali. (...). Tak różni ludzie tam bałamucą... I teraz, kiedy Franka Szatow dostanie parę morgów gruntu, kiedy wraz z tym darem stanie się błogosławieństwem swej rodziny, cały "naród" Maciejowic zrozumie, że niedoskonałość ustawy inwalidzkiej (którą przecie zawsze jeszcze można poprawić)  - nie świadczy źle o całem społeczeństwie. Dotychczas zebrane przez wydział ofiar "Kurjera Warszawskiego" pieniądze przeznaczył doraźnie zorganizowany komitet na kupno kilku morgów pola pod Maciejowicami. Czerwony Krzyż postanowił złożyć tyle, żeby na kupionym gruncie postawić obórkę i stodołę, a stojący tam już domek wyreperować. Resztę ewentualnie zbywających datków przeznaczono na kupno potrzebnego inwentarza. (...). Tak więc w tych właśnie Maciejowicach, pod któremi znajduje się kopiec znaczący miejsce, gdzie Kościuszko był ranny i do niewoli wzięty, gdzie szumi aleja lipowa, wśród której rany mu opatrywano, stanie teraz żywy pomnik bohaterskiej dziewczyny, jej na wyrównanie krzywdy, ludziom ku nauce". 

reklama

M. Kurach

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
logo