KG: Po kilku próbach zgodził się Pan na wywiad, chociaż początkowo wyczuwałam spory dystans do tego pomysłu…
AW: Szczerze powiedziawszy byłem zwyczajnie zaskoczony.
KG: Nie ukrywam, że bezpośrednim bodźcem tej rozmowy był nowy wystrój sklepu w centrum Garwolina. Firma Wiśniccy od wielu lat wpisywała się w krajobraz Garwolina, a tu nagle Smaki Garwolina. Czy może Pan wyjaśnić czytelnikom co wiąże się z tą zmianą?
AW: Ta zmiana ma bezpośredni związek z przejęciem firmy, która miała miejsce w 2017 roku. Wówczas stałem się właścicielem zakładu masarskiego prowadzonego dotychczas przez mojego tatę. Taki wybór nazwy to moja wizja tego jak chciałbym żeby firma wyglądała. Niemniej nie da się odciąć od tego, co robiliśmy dotychczas. Mogę tylko powiedzieć, że nasza firma nie będzie się skupiała stricte wokół mięs czy wędlin. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale niedługo na pewno będzie to widać. Wszystko jest mocno zaawansowane.
KG: Czyli była to zmiana podyktowana zmieniającymi się realiami, czy też zmianą kierunku działalności?
AW: Jedno i drugie. Od momentu, kiedy mój tata zaczynał, handel zmienił się o 180 stopni. Zmieniły się realia i pomimo tego, że można by powiedzieć, że mam trochę łatwiej, w końcu kilkanaście lat działalności, wypracowany rynek, stali klienci, to mentalność ludzi bardzo się zmieniła. Podejście ludzi do jedzenia również się zmienia i ciągle ewoluuje, tak samo z działalnością. Stąd lekki szok wizerunkowy jeśli chodzi o sklep w centrum Garwolina. Chciałbym, bazując na doświadczeniu i zaufaniu budowanym od wielu lat, stworzyć bardzo nowoczesną firmę, a jednocześnie kojarzyć się z wyjątkową jakością.
KG: Cofnijmy się na chwilę do początków firmy…
AW: Firma ma swoje początki w 1989 roku. Oczywiście tę historię tworzył mój tata, który był rolnikiem i hodowcą trzody chlewnej. Razem z kolegą, postanowili zająć się wyrobem wędlin. Początkowo była to produkcja skupiająca wokół siebie rodzinę, sąsiadów, znajomych. Oczywiście wszystkie produkty wytwarzane były ręcznie, bez udziału maszyn. W ciągu roku budynek, który służył jako tuczarnia, został przystosowany pod produkcję. Pojawił się również przyzakładowy sklep, w którym sprzedawała moja mama. Zatem bardzo kolorowe czasy i bardzo kolorowe początki. Lata 80. czy 90. to czasy, w których brakowało wszystkiego, więc był to dobry moment na rozpoczęcie działalności, dlatego z roku na rok firma się rozrastała. Tata dobudowywał, rozbudowywał, inwestował aż doszliśmy do takiego poziomu, jaki mamy teraz.
KG: A sklepy?
AW: Sklepy pojawiały się systematycznie. W1991 roku pojawił się pierwszy sklep na ulicy Długiej, potem kolejne. Obecnie na terenie Garwolina mamy cztery sklepy oraz jeden sklep w Pilawie. Jeszcze rok temu posiadaliśmy dwa sklepy w Warszawie, ale okazały się nierentowne, dlatego podjąłem decyzję o ich likwidacji.
KG: Co, Pana zdaniem, było przyczyną konieczności wycofania się z warszawskiego rynku?
AW: Realia rynku warszawskiego są bezlitosne. Owszem, jeśli chodzi o możliwość zarobkowania i samych klientów, jest to dobry rynek. Zdecydowanie gorzej jest jeśli chodzi o pracę i pracowników. Niestety nie każda lokalizacja, nie każdy sklep, który pojawił się na etapie naszego funkcjonowania, był trafioną inwestycją. Z niektórych rzeczy trzeba było się wycofać i jest to ryzyko wpisane w każdą działalność.
KG: Pojawił się Pan w firmie dopiero w 2017 roku?
AW: Z racji tego, że jestem najstarszy z rodzeństwa, od samego początku byłem przygotowywany do przejęcia działalności. Najpierw było to kierunkowane przez szkołę średnią, potem studia. Od 2006 roku pracowałem w firmie jako technolog żywności. Jednym słowem byłem świadomy w co wchodzę i co mnie czeka. Szoku nie było.
KG: Ile osób pracuje w firmie?
AW: Około 35 osób, łącznie z personelem sklepowym.
KG: Czy na przestrzeni lat maszyny zastąpiły człowieka?
AW: W naszej firmie nadal dużą część prac wykonują ludzie. Wydaje mi się, i klienci również to potwierdzają, że manualne wykonanie jest jednak lepsze, bardziej staranne. Owszem, pewne rzeczy można zmechanizować, jak na przykład zakręcanie parówek. Wiele czynności wymaga wyczucia, a tego brakuje maszynie. Produkt produktowi nie jest równy i to wyczucie człowieka decyduje o tym, że finalnie nasze wyroby są lepsze. Poza tym park maszynowy wbrew pozorom bardzo się nie zmienił; są urządzenia rozdrabniające, są urządzenia mieszające, napełniające. Zmienia się jedynie ich jakość, funkcje dodatkowe.
KG: Co zatem zmieniło się na przestrzeni lat?
AW: Jeśli chodzi o zmiany, które zaszły, bardzo je widać w kwestii technologicznej. W tej chwili gama dodatków, które można stosować jest tak wielka, że to jest temat na profesurę, albo nawet na kilka. Przyznam szczerze, że dopiero po rozmowach z przedstawicielami handlowymi, którzy proponują różnego rodzaju dodatki, uświadamiam sobie jak szybko się to rozwija. Niestety nie zawsze idzie to w dobrym kierunku. Często wszelkiego rodzaju dodatki są po to aby na gorszym produkcie lepiej zarabiać. A możliwości są potężne. Jeśli kiedyś mówiło się o uzyskaniu z jednego kilograma mięsa, dwóch kilogramów produktu, w tej chwili możemy mówić o wielokrotności. I jest to bardzo dobrze ukryte, ponieważ firmy, które stosują dodatki doskonale wiedzą pod jakim kątem będą badane ich produkty.
@@@
KG: Posiadacie własną trzodę chlewną?
AW: Tak, to jest drugie dzieło mojego taty, chyba nawet większe niż zakład przetwórczy. Chlewnia liczy około trzech tysięcy sztuk świń (na różnym etapie hodowli) i znajduje się w Potasznikach. Pracuje tam kilka osób i ze względu na restrykcje higieniczne poza nimi nikt tam nie wchodzi. Chlewnia to duża sprawa dlatego że dzięki niej właściwie jesteśmy samowystarczalni surowcowo. Jeszcze parę lat temu mieliśmy zaprzyjaźnionych hodowców, w tej chwili wszelkie wyroby wieprzowe pochodzą z naszej hodowli. Dzięki temu mamy wysokogatunkowe mięso i mogę śmiało powiedzieć, że nie spotkałem na rynku takiej jakości mięsa. W samej chlewni byłem tylko raz w życiu. Hodowla, to działka, w którą się nie angażuję, zajmuje się nią mój tata, a w przyszłości przejmie ją brat. Z punktu widzenia prawa tuczarnia i zakład masarski to dwie oddzielnie firmy.
KG: Co jest Waszym flagowym produktem?
AW: Trudno powiedzieć, ponieważ w asortymencie dziennym mamy około 60 rodzajów wędlin, więc rozdrobnienie jest potężne i są amatorzy różnych rzeczy. Do tego dochodzi wieprzowina, wołowina, cielęcina, drób. Łącznie dziennie około 100 pozycji. Każdy ma inne preferencje smakowe i każdemu może smakować coś innego – zachęcam do spróbowania wszystkiego.
KG: Czyli dzisiejszy klient jest klientem bardziej wymagającym?
AW: Na pewno jest klientem trudniejszym. Dawniej ludzie kupowali wszystko co było dostępne, bez krajalnic, maszynek do mielenia mięsa. I byli przeszczęśliwi, że mogli kupić. Faktem jest, że ci wszyscy ludzie znali mojego tatę, a to też jest ważny aspekt biznesowy. Wiadomo, że sąsiad czy znajomy jest bardziej wiarygodny. W tej branży wiarygodność jest bardzo ważna. Na chwilę obecną klienci są bardziej grymaśni. Zapewne chciałaby pani usłyszeć, że ma to związek z podniesieniem ludzkiej świadomości, ale nie do końca tak jest.
KG: Co Pan ma na myśli?
AW: Klient, który kupuje mięso czy wędliny w markecie sugeruje się przede wszystkim cenę. Cena to jest magia naszych czasów. Najgorsze jest to, że w momencie, kiedy ta magia zaczyna działać, ludzie tracą wzrok i zdrowy rozsądek. Cena proponowana w markecie, to nie są rynkowe realia. Dlatego nie jesteśmy w stanie konkurować z marketami. Powiem więcej pełnowartościowego produktu za tę cenę kupić się nie da. Nikt nie daje nic za darmo, to jest po prostu niemożliwe. Są ceny zakupu surowca, są koszty pracownicze, koszty mediów.
Kolejną ważną zmianą, jest to, że ludzie coraz częściej korzystają z lokali gastronomicznych. Nawet w takim małym mieście, jakim jest Garwolin, mamy masę różnych miejsc, w których można kupić bądź zamówić jedzenie z dostawą do domu.
KG: Jak zatem być konkurencyjnym na tym rynku?
AW: Prawdopodobnie gdybym chciał dziś od zera budować tę firmę, byłoby to niemożliwe. Rynek jest tak bardzo nasycony, że znalezienie w nim miejsca jest ekstremalnie ciężkie. Odpowiedzią na konkurencyjność jest jakość oraz dbałość o solidność wykonania na każdym etapie produkcji.
KG: Skoro nie chce Pan zdradzać planów, zapytam o marzenia?
AW: Chciałbym żeby udało mi się kontynuować dzieło taty prze kolejne 25 lat.
KG: Radzi się Pan taty?
AW: Oczywiście. Doświadczenie, które zdobył mój tata to jest coś, czego nie da się nie przeskoczy. Dlatego jest dla mnie autorytetem. Ale są też obszary, w których muszę sobie radzić sam, chociażby kwestie wyboru logo sklepu, czyli coś do czego w dawnych czasach nie przywiązywano wagi. Dziś marketing odgrywa ogromną rolę w każdej branży.
KG: Czyli, pomimo wszystko wygrywa doświadczenie?
AW: Realia się zmieniły, czasy się zmieniły, ludzie się zmienili, więc firma też się zmienia. Ale podwaliny ciągle są te same. Szczytem satysfakcji jest zadowolony klient oraz pracownik. Dla mnie wielką sprawą jest to, że w okresach przedświątecznych klienci wybierają nasze sklepy, czyli mają świadomość jakości naszego produktu. Nie jesteśmy w stanie wygrać z marketem ceną, ale biorąc pod uwagę jakość, na pewno.
KG: Smaki Garwolina pozostaną więc firmą lokalną?
AW: Bardzo chciał bym się rozwijać, ale jestem świadomy ograniczeń. Zawsze stawialiśmy na jakość i to akurat się nie zmienia. W takim układzie, jaki jest teraz, jesteśmy w stanie kontrolować wszystko sami. Chcąc działać globalnie, zawsze pojawia się problem z nadzorem.
reklama