W Słonimie mieszkała babcia Jury i Igora. Mieszkała tam za Piłsudskiego, za pierwszego przyjścia Stalina co przyjaźnił się z Adolkiem, za Adolfa co się pokłócił z tym wąsatym Józiem i mieszkała też za drugiego przyjścia Stalina, Józio mu właśnie było. Ten drugi nabroił tyle, że nie można była jeździć do Polski. A to tam nie było Polski? Była ale "odjechała" na wiele lat jak Ci wielcy i Mocni co Świat po swojemu ustawiali majstrowali przy mapach.
Mój dziadek też tam mieszkał. Od 1921 roku jak wrócił z rodziną z nad Dniepru do Polski - czyli mieszkał tam do śmierci, do 1952.
Babcia Jury i Igora mówiła po polsku bo była Polką, mówiła po białorusku bo tam część ludzi używała tego języka, porozumiewała się w jidysz bo dla wielu sąsiadów ten język był zrozumiały. Niemniej w domu Babcia pilnowała by mówiono po polsku - także za czasów ZSRR-u. Wprowadzili się razem z ZSRR do miasta nowi ludzie i oni mówili po rosyjsku. Babcia znała też rosyjski ale aż do śmierci udawała, że tego języka nie zna. To jak porozumiewała się z nowymi? A to był problem nowych nie babci.
Babcia miała kota - takiego zwykłego kota. Bardzo był ten kot do babci przywiązany i babcia do kota też.
Dwa lata przed naszym przyjazdem do Słonimia babcia umarła. Kazała się pochować na polskim cmentarzu mimo, że władze ten cmentarz wiele lat wcześniej zamknęły. To można zamknąć cmentarz? Można - bo wtedy po 20-30 latach można go zlikwidować i powiedzieć, że Polacy to tu nigdy nie mieszkali.
Babcię pochowano zgodnie z jej wolą na tym zamkniętym cmentarzu i już. Wielu ludzi było na pogrzebie, bardzo wielu - mieszkała tam ponad siedemdziesiąt lat. Nawet kot odprowadził Babcię na cmentarz. Odprowadził i nie wrócił do domu.
@@@
Po śmierci Babci w domu mówiono już tylko po rosyjsku. Czasami sąsiedzi mówili, że podobny do babcinego kot podchodził pod dom ale to chyba nie ten bo do domu nie wchodził bo stał, słuchał i szedł dalej swoja kocią drogą.
Wieczorem pierwszego dnia naszego pobytu w Słonimie, a było to jak mówiłem dwa lata po śmierci Babci, siedzieliśmy z Lalą i rozmawialiśmy oczywiście po polsku. Do domu na kilka dni wrócił język polski. Było ciepło i drzwi do mieszkania były otwarte. W pewnej chwili słyszę miauczenie i w drzwiach widzę kota który bardzo ostrożnie rozglądając się po mieszkaniu wchodzi i miauczy. Kot jak kot - mnie nie zdziwił natomiast Lala jak by ducha zobaczyła. W pierwszej chwili oniemiała lecz już po chwili wstała w miseczkę nalała mleka i mówi, że to kot Babci który od dwóch lat, czyli od pogrzebu się nie pokazywał. Radość w domu - kot wrócił.
Kot przychodził każdego dnia podczas naszego pobytu. Gdy odjechaliśmy - kot znów zniknął - do domu powrócił język rosyjski a kot podchodził ponoć po naszym wyjeździe pod dom ale nie wchodził.
Kot do domu wchodził tylko wtedy gdy w domu mówiono po polsku.
SJS
reklama
Komentarze (0)