Mecz Orła Parysów z KS Glinianka w teorii miał jednego, zdecydowanego faworyta. Tylko w teorii, bo Paryżanie już od dawna walczą tylko o poprawienie swojej pozycji w ligowej tabeli, nie mając większych szans na awans, a tym bardziej zagrożenia spadkiem. Z kolei rywale do ostatniej kolejki musieli drżeć ligowy byt.
Tylko wygrana zapewniała Gliniance możliwość zagrania w barażu o pozostanie w lidze, więc dla gości Orła był to swojego rodzaju mecz o życie. Mimo to od początku biało-czarni narzucili swój szybki i ofensywny styl konstruowania akcji, na co niewiele mogli poradzić przyjezdni.
Orły mogły i powinny szybko objąć prowadzenie, ale cuda w bramce wyprawiał golkiper rywali na zmianę ze swoją defensywą. Okazji nie brakowało i do głowy kibiców zgromadzonych w Parysowie dochodziło powiedzenie, że te niewykorzystane lubią się mścić.
Rzeczywiście, stało się to tuż przed przerwą, kiedy KS zdobył upragnioną bramkę dającą im prowadzenie. Gol do szatni nie podburzył pewności siebie gospodarzy, a wręcz przeciwnie - uskrzydlił ich do jeszcze mocniejszego napierania ku bramce gości.
Jak na złość futbolówka nie chciała wpaść do bramki zespołu z Glinianki. Mogła, a nawet powinna, wpaść na dziesięć minut przed końcem, kiedy w polu karnym padł Kamil Kwiatkowski. I tym razem Orłowi zabrakło szczęścia, bo rzutu karnego nie udało się zamienić na tak zasłużoną bramkę.
W ten sposób zespół z Parysowa przegrał na zakończenie sezonu, co jednak z pewnością nie martwi kibiców, którzy przez cały sezon oglądali ładny dla oka futbol grany przez swoich ulubieńców. Śmiało można także stwierdzić, że jeśli obecny skład w większości pozostanie w zespole Paryżan, to awans powinien być w zasięgu ręki.
Orzeł Parysów — KS Glinianka 0:1 (0:1)
W 80. minucie Orzel nie wykorzystał rzutu karnego
Komentarze (0)