reklama

NO NAME – Klub na światowym poziomie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

NO NAME – Klub na światowym poziomie - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z GarwolinaIstnieją już 17 lat. Cóż mogę o Niej powiedzieć. Nie tylko trenerka, ale menedżerka, która trzyma to wszystko w ryzach niezmiennie od tylu lat. Towarzyszy jej córka, Izabela Nierwińska. Razem stworzyły coś, z czego powinniśmy być dumni, a już na pewno powinniśmy im kibicować. Nie jest to oda, ale patrząc na sukcesy trzeba obiektywnie przyznać, że to kawał dobrej roboty. Miałam przyjemność spędzić z nimi trochę czasu. Było ognisko na zakończenie sezonu, były występy rodziców.
reklama

I chociaż to było  takie Ich  i nie ma na to miejsca w tym wywiadzie, to widać, że są w tym wszystkim emocje, takie szczere, takie pozytywne. O swoich początkach, trochę o historii klubu, o sukcesach i trudnościach z jakimi przychodzi jej się borykać opowiada założycielka Międzyszkolnego Gimnastyczno -Tanecznego Uczniowskiego Klubu Sportowego NO NAME– Zofia Kisiel.



Kurier Garwoliński: Zacznę tendencyjnie: dlaczego gimnastyka?


Zofia Kisiel:
Prosta odpowiedź, ja  sama trenowałam gimnastykę, to czuję, to jest moja dyscyplina. Nie ja powiedziałam, że gimnastyka jest podstawą każdej dyscypliny sportu, ale tak jest. Czy zawodnik może rozpocząć  trening bez rozgrzewki? Czy siatkarz może zrobić „kołyskę”, kiedy nie umie upadać?  Tego  wszystkiego  uczymy się  właśnie na gimnastyce. Gimnastyka to również nauka gracji ale i samoprezentacji. Gimnastyczka każde ćwiczenie rozpoczyna od postawy. Kiedyś tego nie robiłam, ale teraz dziewczyny, na zaliczenie, muszą się u mnie zaprezentować, czyli stanąć prosto, tak z wdziękiem. Prosta rzecz, która może kiedyś im się przydać, na przykład, podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

KG:  W dzisiejszych czasach ciężko jest zainteresować czymś dzieciaki. Jak Pani zaraża je swoją pasją?

ZK: To chyba pytanie nie do mnie (śmiech). Nie wiem, ja robię to, co przynosi mi satysfakcję. Ja siebie nie widzę w innej dyscyplinie. Ale rzeczywiście nigdy nie miałam problemu z mobilizacją dzieciaków, one same do mnie lgną. Kiedy wchodzę do szkoły, to witają mnie i niektóre  rzucają mi się na szyję, a kiedy kończę trening często zdarza się, że podchodzą i przytulają się do mnie. Takie sytuacje powodują, że widzę sens tego co robię.

KG: Nigdy się Pani nie zawiodła?

ZK:
Pewnie, że były takie sytuacje. Dostałam lekcje, z których wyciągnęłam wnioski. Wie Pani, ja wyznaję zasadę, że nic na siłę. Ja nie zmuszam do gimnastyki, czy tańca, jeśli ktoś nie chce, to odpuszczam. Wiem też, że nie ma co planować. Nieraz miałam uczennicę zapowiadającą się bardzo obiecująco. Były dalekosiężne plany. Czego ja sobie wtedy nie wyobrażałam?! No i pewnego dnia  okazywało się, że ona nie chce już ćwiczyć. Było mi przykro, ale nic z tym nie robiłam. Życie tak się układa, że niejednokrotnie stajemy sobie na drodze, ja mogę spokojnie spojrzeć im w oczy, czasami nawet pomóc i jestem wtedy bardzo szczęśliwa.

KG: Początkowo wszystko czym się Pani zajmowała, to były zajęcia szkolne i pozaszkolne. Jak to się stało, że nabrało to takiego rozmachu?

ZK
: Wie Pani, że nie sięgam pamięcią jak to się stało. Ja zaczęłam pracę w 1984 roku, w 1986 mam już pierwsze podziękowania za pokazy. Pamiętam, że wtedy modne były zajęcia pozalekcyjne. Dla mnie najłatwiej było zorganizować zajęcia z gimnastyki, trochę później dołączyłam taniec. Gimnastyka i taniec to dyscypliny widowiskowe, więc w niedługim czasie  nasze pokazy stały się ozdobą wielu imprez szkolnych, miejskich i powiatowych. Zresztą trwa to do dnia dzisiejszego.

KG: A zawody?

ZK: W mojej głowie zawsze była perspektywa zawodów. Pokazy zawsze będą dla mnie tylko pokazami. Brakuje w nich tego czegoś co dla mnie było takie bliskie; rywalizacji, emocji. Dlatego
w 1996 roku opracowałam program i zaczęłam organizować zawody w gimnastyce - mówimy
o latach, kiedy jeszcze nie było klubu.

KG: A jak to się stało, że pojawił się Klub?

ZK:
Żeby robić coś więcej, potrzebne były pieniądze. Stroje, wyjazdy, przyrządy gimnastyczne, to wszystko kosztuje. Kiedy pisałam podania do urzędu z prośbą o dofinansowanie, dostawałam odpowiedź, że owszem, mają pewną pulę pieniędzy, ale tylko dla klubów. Wtedy stwierdziłam, że muszę taki klub założyć. To był rok 2000, wtedy powstaje Gimnastyczny Uczniowski Klub Sportowy „SMYK” z sekcją gimnastyczną i taneczną.

KG: Potem pojawiła się grupa cheerleaders?

ZK:
Już w 2000 roku pojawiły się u nas pompony, na razie z bibuły. Mniej więcej wtedy zostałam poproszona o pokazy przed zawodami w kick-boxingu. To była duża impreza na hali, więc wymyśliłam pompony. Ale wtedy nie miałam jeszcze pojęcia co to cheerleading. W 2002 roku, jesienią, jechałam na konferencję do Nysy i ze mną w przedziale siedziała Bożena Borys, która prowadziła grupę cheerleaders – jej podopieczne były mistrzyniami Polski. Pani Bożena tak mi o tym wszystkim opowiadała, tak mnie tym swoim entuzjazmem zaraziła, że postanowiłam pojechać  na najbliższe zawody, żeby zobaczyć co to takiego.  No i pojechałam. Potem zaraziłam tym córkę – Izabelę. To był chyba grudzień, w styczniu 2003 roku pojechałyśmy do Siedlec, gdzie zajęłyśmy III miejsce, a w marcu w Warszawie, zdobyłyśmy II miejsce. Dalej w czerwcu, pojechałyśmy na Mistrzostwa Polski i tam zajęłyśmy piąte miejsce. W 2004 roku zmieniłam nazwę klubu na Międzyszkolny Gimnastyczno-Taneczny Uczniowski Klub Sportowy „NO NAME”, w 2005 roku reprezentowałyśmy Polskę na Mistrzostwa Europy a w 2008roku na Mistrzostwach Polski  zdobyłyśmy I miejsce. I potem to już nie było odwrotu.

KG: Rzeczywiście osiągnięcia Klubu są naprawdę imponujące. Poczynając od 2008 roku przez kolejne pięć lat Klub zdobywał pierwsze miejsca na Mistrzostwach Polski.

ZK:
Tak, zmieniały się tylko kategorie wiekowe. Ale naszym wielkim sukcesem było pierwsze miejsce na Mistrzostwach Europy, po raz pierwszy w historii cheerleadingu polskiego. To było w 2010 roku, rok później, również po raz pierwszy w historii obroniłyśmy to mistrzostwo.

KG: Oprócz Mistrzostw Europy były również Mistrzostwa Świata.

ZK:
Tak, Mistrzostwa Świata odbywają się rokrocznie na Florydzie, my byłyśmy tam trzy razy: w 2011 roku (VIII miejsce), 2012 roku (XII miejsce) i  w 2016 roku (XIV miejsce).

KG: Jakie emocje towarzyszą Wam podczas zawodów?

ZK:
To jest nie do opisania. Emocje jakie się udzielają to coś niesamowitego. Ten, kto tego doświadczył, wie o czym mówię.

KG: Spotkała się Pani z krytyką?

ZK:
Długo by opowiadać, chyba nie chcę. Wolę skupić się na pozytywach. Ale ciężkich chwil nie brakowało.

KG: Momenty zwątpienia?

ZK:
Też były. Ja wkładam w to, co robię całe serce. Przykro jest czytać na portalach, że robię to dla mamony – bo takie komentarze pojawiły się przy okazji poszukiwania sponsorów, przed wyjazdem na Mistrzostwa Świata. Komentarze były typu: „Co ona jeszcze chce, przecież dostała tyle kasy z urzędu”! Tak dla wyjaśnienia, wtedy na całoroczną działalność Klubu, otrzymaliśmy 48 tysięcy, a koszt wyjazdu, bez jedzenia, wynosił 94 tysiące. O czym mowa?!Niewiele osób wie, że na zorganizowanie środków finansowych, paszportów i wiz, właściwie wszystkiego, miałam tylko trzydzieści sześć dni. Czy ktoś się zapytał jak to zrobiłam? Dzisiaj sama się zastanawiam skąd ta determinacja… To chyba chęć pokazania tancerkom tego co sama widziałam i czego doświadczyłam.
@@@
KG: Treningi, choreografia, kostiumy, pozyskiwanie pieniędzy, cała logistyka związana z wyjazdami. Pani to wszystko ogarnia? Jak Pani to robi?

ZK:
(śmiech) Kolejny raz odpowiem nie wiem… Co tu dużo mówić, jeśli praca jest twoją pasją, to poświęcasz się jej bezgranicznie. Tak jest w moim przypadku. A jak przynosi to efekty, to chce się więcej i więcej. Najmniej przyjemności sprawia mi pozyskiwanie środków finansowych. Muszę się w tym miejscu, przy okazji pochwalić (śmiech); ludzie jeszcze nie wiedzą, ale udało nam się pozyskać środki finansowe z Ministerstwa Sportu, po które mogły sięgnąć prawie wszystkie Kluby z Garwolina. Tylko komu się chciało? I komu się udało? Ale wracając do Pani pytania, oczywiście nie jestem w tym wszystkim sama. Gimnastyką zajmują się, razem ze mną, Joanna Winek i Katarzyna Baran. Natomiast taniec to przede wszystkim domena mojej córki, Izabeli. To ona tworzy choreografię, podkłady muzyczne, projekty strojów. Poza tym mamy obecnie wielu wspaniałych rodziców, którzy są z nami przez cały rok, pomagają nam przy organizacji zawodów, wyjazdów, poszukują sponsorów.W tym miejscu chciałabym Im za to wszystko podziękować.

KG: Jak tak Pani słucham, to się zastanawiam skąd pani czerpie energię na to wszystko? Gdzie Pani ładuje akumulatory?

ZK
: Sprawia mi przyjemność patrzenie na dzieci, które stają na podium. Chciałabym w jakiś sposób zbadać ten ich poziom szczęścia podczas wyczytywania wyników. Musiałaby Pani zobaczyć to szczęście dziewczynek.To wszystko rekompensuje. A jak jeszcze rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego i powiewa flaga Polski, już się wzruszyłam (śmiech). To jest NIE DO OPISANIA. Zresztą sama byłam zawodniczką, więc wiem jak one się cieszą, a z nimi cieszę się ja. To daje mi siłę, energię do dalszej pracy.

KG: A czego Pani uczy w sporcie?

ZK:
Poprzez sport można nauczyć bardzo wiele. Ale ja oprócz tych wielu dobrych cech chciałabym, żeby nasze gimnastyczki i tancerki nauczyły się cieszyć ze swoich sukcesów, a nie z porażek innych. Taka prosta rzecz, ale my w Polsce dopiero się tego uczymy. To jest taka kultura rywalizacji. Tej kultury nauczyłam się na Mistrzostwach Świata.

KG: Jak można do Was dołączyć? Gdzie szukać informacji?

ZK:
Tak jak już mówiłam, ja nigdy nie zabiegałam o to, żeby ktoś się do mnie zgłosił. Każdy kto chce, na pewno mnie znajdzie. Przychodzą do mnie mamy z dziewczynkami, które od razu chcą być cheerleaderkami.  A ja wtedy mówię, dobrze, ale najpierw niech przyjdzie do mnie na gimnastykę – ja muszę wzmocnić jej ciało, potem zadecydujemy co dalej. Przecież ja biorę za te dziewczynki odpowiedzialność. Bo to jest bardzo ciężka praca. Zaczynamy po wakacjach w drugim tygodniu września, wszystko dzieje się tu, w Piątce.

KG: Jakie są kategorie wiekowe?

ZK:
Gimnastyka, generalnie dla dzieci  od 6 lat, chociaż w tym roku mamy podrzuciły mi trochę młodsze dzieciaczki. Ja nie mówię, że z młodszymi nie można się bawić w gimnastykę, ale to musi być  konkretna grupa wiekowa. Nie mogę prowadzić zajęć w przedziale wiekowym 5-10 lat. Gimnastyka w gimnazjum się kończy, taniec zostaje dłużej. Najmłodsza nasza tancerka chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej, najstarsza ma  23 lata. Natomiast jeśli chodzi o gimnastykę, ja nigdy nie poszłam z zawodami o krok dalej.

KG: Dlaczego?

ZK:
Kiedyś byłam w Zabrzu, widziałam jak takie małe dziewczynki pracują. Sama też ćwiczyłam gimnastykę, ale miałam wtedy dziesięć lat. Natomiast, kiedy zobaczyłam te małe dziewczynki, 6,7-letnie, te ich mięśnie… Ja wtedy powiedziałam sobie sorry, ale nie. Dlatego ja się „bawię”w gimnastykę, a to są podstawy, bardzo pożyteczne dla organizmu dziecka.

KG: Jak Pani podsumuje ten sezon?

ZK:
Jestem bardzo zadowolona. W gimnastyce zdobyłyśmy pierwsze miejsca we wszystkich zawodach, w których brałyśmy udział. W kwietniu tego roku byłyśmy na Mistrzostwach Polski Cheerleaders i  w dwóch kategoriach wiekowych, zajęłyśmy drugie miejsca. Szczególnie jestem dumna z tych moich małych tancerek, które pierwszy raz w tym roku były na Mistrzostwach Polski.

KG: Jakie są Pani marzenia?

ZK:
Marzenie? Znaleźć kogoś na moje miejsce, ponieważ szkoda mi tak to wszystko zostawić. Mam swoje życiowe plany, na które nie mam czasu. Marzeniem moich dzieci jest, jeśli chodzi o seniorki, wyjazd na Mistrzostwa Świata, z małymi chciałabym pojechać na Mistrzostwa Europy. No i znowu stanąć na najwyższym podium w Polsce. Ale bardzo bym chciała, żeby to nie zaginęło, żeby zostało. To jest kawał dobrej roboty i szkoda by było to zaprzepaścić.

KG: Może córka Iza?

ZK
: Iza mieszka w Warszawie i tam pracuje, a oprócz tego, co robi w Garwolinie, prowadzi jeszcze zespół Warsaw Elite Cheerleaders, dlatego nie ma możliwości  i czasu aby w całości przejąć po mnie pałeczkę.

KG: W takim razie życzę Pani żeby te marzenia się spełniły. Życzę też dużo siły na przezwyciężanie wszystkich trudności. Dziękuję za rozmowę, to była przyjemność.

ZK:
Ja również dziękuję.

reklama
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
logo