Zamiast tego oddaje w ręce lewicowych bigtechów prawo do oceny tego co jest dobre, a co złe. Kto dokładnie będzie określał co jest dezinformacją, a co nie? Czy wojna na Ukrainie zwalnia nas z pytań o przyszłość wolności słowa w Polsce? Jakie prawa i środki do obrony własnych racji będą miały polskie media? Czy w czasie wojny polegnie też prawda?
Dotychczasowe działania cenzorskie bigtech na świecie
Google, Amazon i Apple nieomal zabili w 2021r. prawicową platformę społecznościową Parler i to nie za działalność platformy, a za wpisy, które tworzyli jej użytkownicy. Platforma poniosła poważne konsekwencje braku reakcji służb i braku adekwatnych wyroków sądów wobec internautów, którzy szerzyli nienawiść. O dziwo całkiem rzetelny materiał na ten temat pojawił się na lewicowym spidersweb.pl:
„Sundar Pichai (Alphabet) Jeff Bezos (Amazon) i Tim Cook (Apple) decydują o być albo nie być danego serwisu, strony internetowej czy platformy społecznościowej. Od decyzji argumentowanych nieostrym regulaminem nie ma żadnego odwołania ani żadnej wyższej instancji. Technologiczna elita stworzyła środowisko własnych usług, przestrzeni i świadczeń, bez których niemal nie da się operować. Od wyszukiwarki internetowej, przez dystrybucję programów i aplikacji, kończąc na systemach finansowych, Amazon, Google i Apple mają kontrolę o której może tylko pomarzyć wiele służb państwowych. Przykład Parlera dowodzi z kolei, jak szybko i bezwzględnie giganci techu potrafią korzystać z posiadanych przez siebie instrumentów.„
W styczniu 2021r. z praktycznie wszystkich mediów społecznościowych usunięty został Donald Trump.
Trump, którego konta zostały zawieszone na Twitterze, Facebooku i należącym do Google'a YouTube, był głównym powodem w zbiorowej skardze osób, które uważają się za ofiary cenzury portali. „W pozwie prawnicy reprezentujący Trumpa twierdzili m.in., że pozycja Facebooka "urasta do rangi aktora państwowego", wobec czego jest on zobowiązany pierwszą poprawką do konstytucji, która gwarantuje wolność słowa” - takie informacje w lipcu 2021r. podał Forsal.pl.
Cenzura w Polsce
Facebook w porozumieniu z „niezależnymi weryfikatorami” cenzurował wpisy doktora Piotra Witczaka z wynikami badań – to z czasów pandemii. Tak samo było w przypadku doktora Basiukiewicza, który Bóg jeden wie dlaczego został nazwany antyszczepionkowcem („Szczepić grupy ryzyka. Jak najszybciej. Zdjąć idiotyczny nakaz maskowy. Zakończyć lockdown. Zakończyć teleporadnictwo. Otworzyć edukację. Rozumu !” - to jeden z wpisów Basiukiewicza z kwietnia 2021r.)
„Niezależni weryfikatorzy” z Reutersa współpracujący z Facebookiem mają też trochę „dokonań”. Jako częściowo fałszywy wpis oznaczyli nawet treści z oficjalnej strony WHO.
@@@
W którą stronę pójdzie kontrola internetu w Polsce?
Już nie tylko globalny zarząd nad Internetem w ramach ONZ, marzy się Morawieckiemu. Na wspólnej konferencji prasowej premiera i prezesa Google'a i Alphabetu Sundar Pichai, która odbyła się wczoraj, padało wiele okrągłych słówek o walce z dezinformacją. Oczywiście ta walka jest potrzebna, bo rosyjskiej dezinformacji jest teraz w czasie wojny dużo, ale na spotkaniu było też trochę o walce z „dezinformacją” w innych warunkach. Widać, że niektórzy - często są to fikcyjne konta w portalach społecznościowych - teraz za wszelką cenę chcą wyciągnąć i podkreślić trudną polsko – ukraińską historię. Pamięć o Wołyniu jest ważna i trzeba walczyć o godne jej uczczenie, ale nie można jej używać do tego, by utrudniać pomoc uchodźcom wojennym.
Jednak niebezpieczne są zakusy rządzących i bigtech. Już teraz rząd wpływa na to co jest popularne w sieci, a co nie, poprzez dotację dla Demagoga, który ogranicza dostępność treści za krytykę polityki rządu i za stawianie tez na temat jego planów. Dlaczego jednym wolno więcej a innym mniej, kiedy również polskie rządowe największe media podają niesprawdzone informacje z wojennego frontu? Dokonują nadinterpretacji faktów. Dla przykładu TVP wyświetlało czerwony pasek o „Ataku nuklearnym Putina”, co słusznie spotkało się z ogromnym oburzeniem dziennikarzy i użytkowników Internetu, w tym również Demagoga.
Wracając do wspomnianej konferencji, po spotkaniu z prezesem Google i Albhabet, Morawiecki zamieścił na FB wpis, w którym znalazły się dosyć mgliste stwierdzenia, m.in.: „„Drugą kwestią, którą poruszyliśmy, jest walka z rosyjskimi fake newsami i właściwa polityka informacyjna, która dba o jakość informacji i podtrzymuje wysokie morale społeczeństwa. Google wkłada w to dużo wysiłku” – odnotował.
Właściwa polityka informacyjna? („ i właściwa polityka informacyjna” – jako oddzielne zagadnienie). Czyli jaka dokładnie? W lipcu 2021r. roku Facebook i Microsoft ogłosiły, że biorą na celownik „prawicowe” treści, które ich zdaniem zagrażają ludziom. O lewicowych ekstremizmach zero informacji. Hulała masa profili na Facebooku wzywających do nienawiści wobec Chrześcijan, ale to jakoś Facebookowi i Microsoftowi nie przeszkadzało. Google też nie był poruszony. Czy o to Morawiecki nie mógł się upomnieć? Dobrze, że upomniał się o walkę z ruskimi trollami. Były szef Microsoftu na promocję aborcji i jej dostępność przeznaczył tylko w tamtym roku 2 mld dolarów. Kto ocenzuruje jego ekstremizm? Kto go wyrzuci z internetu?
Podczas samej konferencji Morawiecki zaznaczył, że Google pomaga w walce o wolność. Te słowa padły w kontekście walki z rosyjskimi fake newsami, ale dlaczego nie można upomnieć się wolność w innych obszarach? Dlaczego Google, który ma tyle na sumieniu nazywany jest prawie „Bojownikiem o wolność?”
Google Adsense ma w swojej polityce coś takiego jak blokada reklam na stronach w określonych przypadkach. Google arbitralnie ocenia co jest prawdą a co fałszem:
„Nie zezwalamy na treści, które:
mają na celu wprowadzenie użytkowników w błąd za pomocą sfałszowanych informacji związanych z polityką, kwestiami społecznymi lub sprawami istotnymi dla opinii publicznej; „ - pisze Google.
Oprócz tego nie można informować o terapiach zmieniających orientacje seksualną i nie można podważać świętego konsensusu klimatycznego.
Co jest ruską propagandą, a co polskim interesem narodowym?
- Zainwestujemy dodatkowe 10 mln dolarów na rzecz nowych partnerstw z organizacjami społeczeństwa obywatelskiego, by wspierać sprawdzanie faktów – zaznaczył na konferencji szef Googla Pichai. Po tej wypowiedzi na wtorkowej konferencji można się spodziewać, że organizacje jak Demagog będą otrzymywać pieniądze, by potem puszczać wolno lewackie ekstremizmy i jednocześnie niszczyć każdego, kto głosi jego zdaniem niepoprawne treści.
Jakie narzędzia do obrony swoich praw wobec giganta Google mają polskie media? Żadne, a za ruską agenturę są dziś uznawane głosy pytające o koszty pomocy Ukraińcom, które pokryją Polacy. Co ostatecznie zostanie uznane za rosyjską dezinformację? Na chwilę obecną nie wiadomo i nie mamy na to wpływu. Decyzje w tej kwestii nie zapadają nawet na poziomie polskiego rządu, ale zwiększenie kontroli internetu jest bardzo wygodnym narzędziem dla rządu, który w momencie kiedy (nie daj Boże!) benzyna osiągnie cenę 10 zł za litr, uniknie niewygodnych pytań lub je zbagatelizuje.
Cenzura za rządów PiS kwitnie w najlepsze.
Niedawno z mediów kontrolowanych przez PiS, za dociekliwe pytania kierowane do władzy i nieprzychylne komentarze zwolnieni zostali dziennikarze: Anna Nartowska (TV Republika), Karol Plewa (TV Republika) i Jan Pospieszalski (TVP). Dawniej na marginesie znaleźli się też: Witold Gadowski (Polskie Radio), doktor chemii, artystka Barbara Piela i podróżnik Wojciech Cejrowski, który był gościem programów Michała Rachonia w TVP Info. Wszyscy wymienieni znani są z prawicowych poglądów. Ewie Stankiewicz zawieszono program w TV Republika za trudne pytania w kwestii polityki klimatycznej.
reklama
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.