Dlaczego? Nie wiem - przecież nie dlatego, że biegałem i śpiewałem "ciotka ma cyce jak donice" bo ten śpiew nie trwał długo przerwany celnym machnięciem mokrej ściery gdy nieopacznie podskakiwałem obok niej - ściery nie ciotki. Nawet moje układanie wierszy musiałem przerwać na prawie lat trzydzieści bo ciotka usłyszała moje rymowanki "śrubka, hubka, dupka" i natychmiast naskarżyła mojej mamie i obie panie uznały moją twórczość za zdecydowanie chybioną i potępienia godną co też skutecznie zrobiły.
Musiałem więc zmienić rodzaj zajęcia czyli zabawy i wyciągnąłem drewniany samolot, taki mniejszy ode mnie, akuratny aby z nim biegać po pokojach - o przepraszam - latać po pokojach.
Samolot miał miejsce na pilota, miś mój tam się nie mieścił ale zobaczyłem przygotowane bombki na choinkę a wśród nich rządek bombek w kształcie krasnoludków.
Mam więc pilota - można latać ale pilot jakoś tak źle siedział w samolocie i na pierwszym wirażu wyleciał i nie było pilota tylko trochę szkła na podłodze. Posadziłem więc pilota następnego, już wiedziałem, że trzeba jednocześnie trzymać i samolot i pilota i fruuu. Chyba ze dwie minuty latał.
Poznał więcej niż ten pierwszy bo i w kuchni był i w dwóch pokojach i to mu chyba wystarczyło gdyż mimo że go trzymałem wyleciał z samolotu i na podłodze leżała następna kupka szkła.
Uparty byłem w tym lataniu i w niecałe piętnaście „przelotów” wszystkie krasnoludki zostały wylatane, doszczętnie.
Choinka tego roku miała mniej bombek - nie było na niej krasnoludków.
Dziś mam już ponad 50 lat a każdego roku jak widzę ubraną choinkę to przypominają mi się krasnoludki co nie dotrwały Święta.
reklama
Komentarze (0)