W numerze czwartym z kwietnia 1926 roku (R. III), w artykule pt. "Z Garwolina", na stronie dziewiątej czytamy (pisownia oryginalna):
Garwolin, jako miasteczko powiatowe widokiem swym, szczególniej zaś na nowoprzybyłych- nie czyni dodatniego wrażenia, bo przy małej ilości domów murowanych, w większej części których mieszczą się urzędy tutejsze, -widzi się przeważnie drewniane rudery, niekiedy stanem swym litość budzące. Ulice z wyjątkiem paru, jak wogóle zewnętrzny porządek miasta – wiele pozostawia do życzenia, o czem także zamilczę. Mimo to Garwolin nie jest taką mieściną zapadłą jakby przedstawiał sobie niejeden z czytelników, który go nie zna; miasto nasze i dobrych stron ma wiele".
Najważniejszą ozdobę miasta stanowił kościół parafialny. Znajdowały się w nim malowidła z dominującym "Wniebowstąpieniem" w ołtarzu wielkim. Obraz pędzla artysty Łukaszewicza, swego czasu zamieszkałego w Garwolinie.
Fragment tekstu:
Tuż obok Kościoła znajduje się niewielki park miejski, nielicznie wprawdzie odwiedzany, chyba że przez żydów, którzy, zwłaszcza w swoje święta, wśród gwaru, śpiewów o różnej skali i brzęczenia rozbitych mandolin zaszczycają go obecnością swoją,– rozkoszując się powietrzem letniem. Czasem śpieszą tam, do ogrodu "czułe pary", by w ciszy wieczornej, w cieniu gęstych zarośli zwierzyć się z płomiennych uczuć swoich... co jednak nagle przerywane bywa przeraźliwym dźwiękiem trąby stróża nocnego, który oznajmiając konieczność opuszczenia tak "błogiego raju"– zamyka wszystkie wrota jego. Inna rzecz, że i na to istnieją rady i sposoby, wyjaśnienia jednak zaniecham, pozostawiając tę resztę domysłom czytelników.
Usiłowano w swoim czasie zorganizować chór męski z osób inteligentnych
Niewątpliwe bogactwo Garwolina stanowiło malownicze otoczenie. W jego okolicach dominowały przestrzenne pola, łąki i gaje, wśród których meandrowała rzeka Wilga. W porze letniej okolice te stawały się miejscem błogich spacerów.
Na stronie dziesiątej czytamy:
Tyle co dotyczy zewnętrznej strony miasta naszego; pod względem zaś kulturalnym trochę gorzej prezentuje się ono, na co wreszcie i inne, podobne mu miasteczka (partykularzyki) skarżyć się mogą. Smutną jest prawdą, jeśli uświadomimy sobie, że Garwolin, licząc wśród swych mieszkańców inteligencji wiele, jak nauczycielstwo miejscowe, pracownicy urzędów tutejszych i t.p.– nie może poszczycić się instytucją, zadaniem której byłoby krzewienie kultury społecznej, rozwijanie poczucia piękna, kształcenie ducha.
Deficyt instytucji kulturalnych w mieście nie był równoznaczny z brakiem w nim utalentowanych ludzi.
Nawet najbardziej uzdolnione osoby nie miały jednak szans na rozwój bez wsparcia samorządu.
"Gazeta Łukowska":
Usiłowano w swoim czasie zorganizować chór męski (świecki) z osób inteligentnych, który zaledwie po kilku próbach z nieuzasadnionych przyczyn "rozleciał się". Brak zamiłowania do śpiewu chóralnego objawia się tu bodajże już w sferach młodzieży szkolnej, cóż dziwnego jeśli tego zamiłowania dorośli nie zdradzają? Podobną była sprawa z zespołem muzyczno-Kameralnym, który także utrzymać się nie mógł aczkolwiek zgrany już był i zdolny do imprez koncertowych.
Przedstawienia teatralne były od wielkiego dzwonu przygotowywane przez amatora, pana Wiśniewskiego. W 1925 roku powołano do życia Koło Miłośników Sceny. Jego kierownikiem był niejaki Kabaciński.
Fragment tekstu: Działalność "Koła" trwa jednak w nader słabym i powolnym rytmie, bo z chwilą zorganizowania jego rozpoczęto próby "Domu otwartego" (Bałuckiego), które nie wiedzieć kiedy skończą się.
Czasem wcale muzyki nie było, z czego niejedni cieszyli się bardzo
Centrum życia kulturalnego Garwolina było kino. Zakład zlokalizowany był w budynku po byłej rekwizytorni strażackiej.
Na stronie jedenastej czytamy:
Obszerny ten przybytek sztuki kinematograficznej mimo wad swoich cieszy się nadzwyczajną frekwencją, co wiele świadczy o bierności publiki garwolińskiej, która najzupełniej czuje się zadowoloną z odbieranych w nim wrażeń. Istotnie są to niebywałe sensacje. Sala ponura, wilgotna jeszcze, oświecona w najlepszym razie kilkoma świecami lub małą lampką elektryczną. O muzyce do obrazów wolałbym wcale nie wspominać; stanowiło ją do niedawna kilkoro skrzypiec z rozstrojonym kontrabasem. Wykonawcami byli żydzi, samoucy, weselni grajkowie (rzępoły raczej) nie mający zgoła pojęcia o muzyce kinematograficznej, której zadaniem jest ułatwianie w zrozumieniu filmu. Czasem wcale muzyki nie było, z czego niejedni cieszyli się bardzo.
Na skutek oszczędności w kinie z czasem przygrywał tylko jeden skrzypek. Także i on nie miał wielkiego pojęcia o sztuce muzycznej. Seanse trwały po kilka godzin ze względu na przerwy spowodowane częstymi awariami motoru.
"Gazeta Łukowska": Doprawdy, jakżeż silne nerwy i zastygłą krew mieć trzeba by móc przezwyciężyć to wszystko; to też współczuję szczerze wszystkim miłośnikom kina, którzy nie mogą stworzyć sobie innych już, niemniej przyjemnych rozrywek.
W latach 20. w Garwolinie istniały dwie drużyny piłkarskie: chrześcijańska i żydowska. Zespoły te jako jedyne zyskały szeroką akceptację ówczesnej młodzieży.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.