Jasiński był znanym malarzem i rysownikiem. Malował sceny rodzajowe, portrety, akty i pejzaże. W 1904 r., po powrocie z Włoch do kraju, przeprowadził się do swojego majątku w Przyłęku, gdzie urządził własną malarnię. Po sprzedaniu folwarku osiadł w majątku Śliz koło Kacprówka. W drewnianym niewielkim budynku znajdowała się jego pracownia.
Jasiński w 1910 r. na stałe osiadł w Warszawie, gdzie wybudował kamienicę przy ulicy Wspólnej. Jego wnukiem był Szymon Kobyliński, który jako dziecko spędzał w Ślizu wakacje. Mieszkał wówczas w tzw. Belwederze, będącym dawną pracownią jego dziadka, która została zaadoptowana na budynek dla gości. W pobliżu dworu stała kuźnia. Pobliski las nazywany był Frycem. Nieopodal znajdował się młyn wodny na rzece Promnik oraz stawy rybne, w których hodowano karpie. Gospodarstwo było samowystarczalne. Dziedzic posiadał pracowników gospodarczych i dworskich.
Oryginalny, zdobny od frontu drewniaczek był w istocie pracownią dziadka Jasińskiego
Szymon Tadeusz Kobyliński był znanym rysownikiem, grafikiem, karykaturzystą, satyrykiem, scenografem teatralnym i filmowym. Należał do prekursorów rodzimego komiksu. Prowadził programy telewizyjne i audycje radiowe. Był eseistą i pisarzem. Zaprojektował herby dla kilku miast. Należał do wybitnych znawców broni Wojska Polskiego. Zilustrował ponad 300 książek. Malował portrety władców polskich. Pisał książki i felietony do "Polityki". Publikował rysunki m.in. w "Przekroju" i "Tygodniku Solidarność".
Szymon Kobyliński jest autorem książki "Zbrojny pies, czyli zestaw plotek", w której pisze o Edwardzie Żmijewskim – ostatnim właścicielu majątku Śliz, który prywatnie był jego wujkiem. Po reformie rolnej przeprowadzonej przez komunistów musiał on opuścić majątek.
Kobyliński po wojnie przyjeżdżał do podupadającego majątku kilkukrotnie. Po świetności folwarku pozostały wspomnienia.
WSPOMNIENIA SZYMONA KOBYLIŃSKIEGO O MAJĄTKU ŚLIZ
"Belweder"
"Blisko dworu, na niewielkim wzniesieniu stał tzw. "Belweder", pośród istotnie pięknego pejzażu za parkiem. Ten oryginalny, aluzją do attyk z Kazimierza nad Wisłą zdobny od frontu drewniaczek był w istocie pracownią dziadka Jasińskiego".
Wujek Edward
"Wuj Edek był także klasyczny i typowy; zwięzły w sobie, ze szczeciniastym wąsikiem. Zawsze w gabardynowym, piaskowym frenczu i bryczesach, w butach do konnej jazdy – stanowił przepisowy wzór dziedzica. Łącznie z (rubaszną nieco, jak należy) dobrodusznością".
Reforma rolna
"Wuj umarł wkrótce po wojnie. Zdążył jeszcze zobaczyć tomy "L`Illustration" i resztę biblioteki wdeptaną w błoto, choć prosił, by przynajmniej sobie do domów zabrali ci, którzy wynosili dobro z dworu. Wedle ówczesnej zaś litery prawa musiał ze Śliza zniknąć i on sam z najbliższymi. Żaden ziemianin nie mógł zamieszkiwać po reformie rolnej na terenie swego dotychczasowego powiatu. Powstała zresztą w związku z tym dość oryginalna sytuacja rolna; oto, niby w monstrualnych "komórkach do wynajęcia" dziedzice poprzeskakiwali gdzie indziej – znowu do majątków i znów do takich samych zajęć (byli ostatecznie jedyną wykwalifikowaną w obsłudze dużego areału kadrą, tyle tylko, że każdy z dala od rodzinnego powiatu)".
Śmierć Edwarda Żmijewskiego
"Wuj Edek nawet na dalszą podróż w Polskę nie mógł sobie pozwolić: straszliwe schorzenie Burgera, gnicie żywcem, bo o amputacji obumierającej nogi nie było już mowy, choroba przykuła go do łóżka. Łóżka? Barłogu w jakiejś łaskarzewskiej ruderze, dokąd (z resztą obrazów i kilkoma meblami) przetransportowali dziedziców fornale ze Śliza. Lokalne władze udawały, że nie wiedzą o wykroczeniu przeciw nakazowi ekspulsji powiatowej, i tu dogorywał z wiatrem przenikniętej budzie na peryferiach miasteczka".
Dwór i otaczający go park
"Gdyby wdrapać się na którąś z topól, szumiących koło dworskiej kuźni, można by było zapewne jednym spojrzeniem ogarnąć cały obszar należący do wuja Edka. Od czarnej ściany boru, zwanego z zapomnianych już przyczyn Frycem, aż po przeciwległe miedze przy wsi Kacprówek; gdyby zaś liczyć z południa na północ, to od starego młyna na końcu wierzbowej drogi – do stawów pełnych ryb, właśnie owych ślizów. "Na Frycu" też były stawy, jednak w wyższej kulturze hodowlanej, stamtąd szły na stół i do sprzedaży opasłe karpie "szczuki główne i podgłówne". W ogóle Śliz, sięgnąłem po ten cytat, jest mi prototypem wizualnym Soplicowa".
Dwór ostoją życia folwarcznego
"Dwór zasadniczo był wzniesiony na planie symetrycznego prostokąta z centralną sienią, gdzie w jedną stronę szło się do salonu, najbogatszego wnętrza – stał tam fortepian lub pianino, wisiały cenne obrazy, błyskały zegary (takie rokokowe lub empirowe pod szklanym, hermetycznym kloszem!), a za salonem był ni to salonik, ni fiumuar, zaciszniejsze pomieszczenie z fotelami i stoliczkiem w dobrym stylu".
Park przylegający do dworu
"Park tykał dworu, ogarniał go nawet jednym skrzydłem starych grubych drzew, gdzie pod rozłożystym – dębem? jaworem – ciemniał na potężnym odziemku kamień młyński, umocowany tu niegdyś jako ogrodowy stół, okolony ławkami. Jego blat był zawsze lodowato zimny i uważałem, by nie oprzeć się gołymi łokciami, ale za to nigdzie tak jak na tym głazie nie dawały się rozłożyć i kartkować olbrzymie tomy roczników "L`Illustration", seria "La Grande Guerre".
Młyn wodny na Promniku
"Pół wiorsty na południe młyn nasiębierny z oślizłymi od wodorostów stawidłami, trzeszczący i dudniący pod gontowym, głęboko nasadzonym dachem – i dla mnie zupełnie czarnoksięski: "jak to się dzieje – myślałem w niemym podziwie – że ledwie chłop furką zajedzie i dźwignie w małe drzwiczki młyna kilka kolejno worków ziarna, a natychmiast zaczyna wynosić mąkę i otręby? Jakże szybko się tam miele". Wiele lat trwało, nim rozszyfrowałem tę magiczną sztuczkę".
Dwór Śliz i odwołania do polskiej historii
"(...) ukazywał na swoich płótnach Jacek Malczewski, zwłaszcza ów sławny obraz z litościwą, wyrozumiałą śmiercią, która delikatnie kładzie palce na zmęczonych oczach starca, to spotkanie dzieje się na tle nieruchomych w upale drzew i rozległej, dokładnie tej samej, co stała w Ślizie, stodoły... Obok niej, również po stokroć w naszej sztuce ukazany, stary spichlerz z grubych bali, z ganeczkiem o krzywych słupkach".
Spichlerz
"No i spichlerz vel spichrz to już chyba tylko jako "zabytek drewnianego budownictwa" obecnie znany! Osobny tu był budynek, nierzadko ganeczkiem przypominający (jak w Ślizie) z kształtu nieduży dworek, zazwyczaj piętrowy i wielce pakowny. Trzymano tam wielkimi piramidami stosy ziarna i worki mąki, otrąb, śruty, tam też stały drobniejsze narzędzia do konserwacji i czyszczenia nasion - jak małe wialnie, żmijki, tryjery i sita. Jeśli ze szczególnym sentymentem i melancholią wspominam spichlerze, to nie tylko z uwagi na ich chlebno – młynny, urzekający zapach, ale i na fakt, żem jako nastolatek potrafił podbiec po schodkach – zwłaszcza gdy panny widziały! – ze stukilowym na plecach workiem!... A dziś, jeśli się schylę po spadły ołówek, to stękam".

Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.