Pełny, nieco przydługi, tytuł wspomnień oficera to "Pamiętniki byłego dowódzcy [!] Dzieci Warszawskich i byłego naczelnika sił zbrojnych powiatów warszawskiego i rawskiego Ludwika Żychlińskiego". Dzieło zostało wydane w Poznaniu w roku 1885.
Fragment tekstu: "Marsz mój był jasny i przeto musiałem o ile możności jak najśpieszniej dostać się w bok od Garwolina, gdzie stał garnizon moskiewski za szosą lubelską i rzucić się w lasy. W bok od Kałuszyna, lub przez Parysów miasteczko; nie mogłem jednakże zaraz tego uczynić, bo trzeba było zbliżyć się pod Karczew. Miłosnę, ku Mińsku, aby tam odebrać owe 400 karabinów i 40,000 ładunków od organizatora powiatu stanisławowskiego (...) Pozostawać dłużej w tej pozycyi nie mogłem, za Wisłę się cofnąć także już nie można było, bo Moskale wyruszyli z Warszawy szosą ku Górze Kalwaryi i Czersku, szukając za nami. Także drugi oddział ruchomy moskiewski wyruszył z Warszawy i posuwał się w kierunku szosy lubelskiej i po nad Wisłą ku Karczewowi; od strony zaś Garwolina mogłem się także spodziewać napadu, a od frontu mogłem być zaczepiony przez Moskali stojących garnizonem w Mińsku i w Kałuszynie; przeto nie pozostawało nic innego jak forsownym marszem rzucić się ku Parysewu, przejść szosę lubelską pomiędzy Miłosną i Garwolinem i szukać w okolicy powiatu łukowskiego wolnego przejścia pomiędzy kolumnami ruchomemi z powrotem w powiat warszawski, w bok od Demblina (...)".
Wiarusom brakowało wytrwałości, zaufania w siły własne i należytego wyćwiczenia w musztrze
Pamiętniki ukazują zapiski dowódcy z czasów bitwy, jaka rozegrała się na polach po obu stronach traktu lubelskiego pomiędzy folwarkiem Żelazna, a Lubicami i Gocławiem. Pamiętniki płk Żychlińskiego są skarbnicą wiedzy o dobie Powstania Styczniowego, ówczesnej musztrze wojskowej oraz XIX-wiecznym języku pisanym.
Płk Żychliński: "Otrzymałem też nad ranem dnia 24 Sierpnia wiadomości od okolicznych dworów, że droga do Parysewa przez szosę lubelską jest zupełnie wolną od nieprzyjaciela, i że nawet nie widać, aby Moskale od Garwolina, Mińska, Kałuszyna i Miłosny ku nam się zbliżali i że jedynie po obydwóch stronach Wisły kolumny moskiewskie wyszłe z Warszawy posuwają się do Karczewa i do Góry Kalwaryi i szukają za oddziałem. Postanowiłem też wyruszyć w tę stronę wolną od wojsk nieprzyjacielskich, że zaś był to dzień moich imienin, przeto oficerowie ze wschodem słońca przybyli z powinszowaniami i najserdeczniejszymi życzeniami, zapewniając mnie o swem przywiązaniu i posłuszeństwie ku mej osobie. Dziękując za życzenie, oświadczyłem oficerom, że jesteśmy w położeniu nader niebezpiecznym, i że muszę wymagać od nich, aby utrzymywali jak największy rygor w szeregach, a w razie bitwy, aby zaraz na miejscu karali śmiercią tych, którzyby uciekać zechcieli ze szeregów, lub nic słuchali rozkazów (...)".
Płk Ludwik Żychliński (1837 – 1891) był działaczem niepodległościowym. Jako 23-letni młodzieniec brał udział w wyprawie Giuseppe Garibaldiego na Sycylię. W okresie od 1862 do 1863 roku stawał do boju po stronie Unii w wojnie secesyjnej w Stanach Zjednoczonych. Powróciwszy nad Wisłę, walczył w Powstaniu Styczniowym, dowodząc oddziałem partyzanckim imienia Dzieci Warszawy.
Fragment tekstu: "Potem cały oddział stanął w kolumnach gotowy do wymarszu, a przy zrewidowaniu kolumn wiara gorąco zaczęła mnie witać i winszować dnia imienia, domagając się, abym ją prowadził na Moskali, gdyż pragnie na wiązarek w dzień moich imienin dać mi wygraną bitwę. Ów zapał i dobre chęci były mi znane, lecz wiedziałem także, że tym wiarusom brakowało wytrwałości, zaufania w siły własne i należytego wyćwiczenia w mustrze i w obrotach w czasie bitwy i przytem oddział składał się z rozmaitych żywiołów i z pozbieranych resztek po rozbitych oddziałach, które już zdemoralizowane były, przeto nie mogłem liczyć w bitwie na niczem niezachwianą odwagę i na literalne wykonanie rozkazów".
Każdą dezercję uważano jako szpiegostwo i zdradę i przez powieszenie karano bezzwłocznie
Płk Żychliński był naczelnikiem wojskowym w powiecie warszawskim i rawskim. Po narodowym zrywie został zesłany na Sybir. W 1866 roku brał udział w powstaniu naszych rodaków nad Bajkałem. Powrócił do kraju w roku 1868. Zmarł prawdopodobnie w 1891 roku w rodzinnej Wielkopolsce.
Ludwik Żychliński: "Wprawdzie i oficerowie nie byli dostatecznie obeznani z musztrą i rozwijaniem kolumn wobec nieprzyjaciela i przeto nie mogli wykonać nawet nieraz posłanego im rozkazu w czasie bitwy; jednakże to wiedziałem, że jeżeli sam stanę na czele kolumny i poprowadzę ją do ataku, to wiara pójdzie za mną; lecz w razie śmierci lub ciężkiego ranienia nie miałem żadnego oficera do tyle fachowego, aby mógł objąć dowództwo w bitwie po mnie. Mieliśmy wprawdzie w oddziale aż za dużo oficerów niby to sztabowych, lecz żaden nie miał i pojęcia o prowadzeniu bitwy, chociaż tytułów było dużo w obozie i nawet miałem szefa sztabu, który kiedyś był oficerem w armii moskiewskiej, lecz służył potem za konduktora przy kolei żelaznej. Otóż takiego oficera przysłał mi Rząd Narodowy, a raczej Wydział wojny na szefa sztabu".
W bitwie pod Żelazną po stronie powstańczej walczyło około 300 bojowników uzbrojonych w sztucery, 400 kosynierów, 300 bezbronnych, a także jednostka kawalerii licząca 350 koni. Nieprzyjaciel zawiadywał 9 rotami piechoty, 1 szwadronem ułanów, szwadronem dragonów oraz 100 kozakami z dwoma działami.
Fragment tekstu: "Taki stan smutny oddziału niepokoił mnie, bo wiedziałem, że muszę się spotkać rychlej czy później z licznym nieprzyjacielem, który mnie otoczyć zechce i rozbić zupełnie; przeto przed wymarszem ogłosiłem rozkaz dzienny szeregom, w którym wymieniłem, że ślepej subordynacyi wymagać muszę, że za każde najmniejsze nieposłuszeństwo w szeregu popełnione ukarzę śmiercią i że w czasie bitwy ten, kto uciekać zacznie pierwszy zaraz na miejscu ma być przez oficera lub podoficera zastrzelony lub zarąbany. Każda dezercya uważaną będzie jako szpiegostwo i zdrada i przez powieszenie karaną będzie bezzwłocznie. Zaraz też po odczytaniu kolumnom tego rozkazu dziennego ruszyliśmy ku szosie lubelskiej, mając furgony w samym środku kolumny marszowej; flankiery zaś, a raczej eklerery przedniej i tylnej straży, daleko się zapuszczali po obydwóch bokach drogi, po której maszerowaliśmy, aby niespodzianie nie wpaść, tak jak to było pod Krynicą, w środek kolumn nieprzyjacielskich".
Włościanie przyprowadzili do przedniej straży przyaresztowanego przez nich ułana powstańczego
W bitwie pod Żelazną zginęło około 50 powstańców i około 100 żołnierzy carskich. Ciała poległych powstańców złożono na polu bitwy w zbiorowej mogile, którą odnajdujemy przy drodze krajowej nr 17 na gruntach wsi Gocław.
"Pamiętniki byłego dowódcy...": "Dochodząc do szosy, włościanie ze wsi poblizkiej przyprowadzili do przedniej straży przyaresztowanego przez nich ułana powstańczego wraz z koniem i donieśli, że tenże z świtaniem przybył do wsi i pytał się o drogę do Garwolina. Zaraz też otoczyli go i rozpytywali się, zkąd jest i po co do Garwolina konno i uzbrojony sam jedzie jako ułan polski, kiedy tam stoją Moskale. W końcu namówili go, aby z konia zsiadł i posilił się w poblizkiej karczmie, gdzie go przyaresztowali i widząc nasz oddział zbliżający się do wsi, przyprowadzili sądząc, że to musi być szpieg z obozu w nocy uciekający do Moskali. Badany, nic wyznać nie chciał, zkąd przyszedł do tej karty bezpieczeństwa wydawanej szpiegom jedynie i został sądem wojennym doraźnym skazany na karę śmierci za dezercyą i wyrok bezwłocznie został wykonany przez powieszenie na wierzbie przy drodze, a ciało pochowane w dole przy drodze".
W oddziale płk Żychlińskiego w bitwie pod Żelazną brał udział młody Aleksander Głowacki, z czasem znany jako Bolesław Prus. Walczył w prawej części jednostki, która połączyła się z oddziałem majora Zielińskiego.
Fragment tekstu: "Wchodząc na szosę lubelską, potrzebowaliśmy ją przeciąć i udać się na drogę prowadzącą do miasteczka Parysewa; lecz właśnie kiedy furgony wjeżdżały na szosę, usłyszałem strzały pochodzące od eklererów naszej tylnej straży na lewym naszym boku od Miłosny; zwróciwszy w tę stronę lunetę, dostrzegłem pędzących ku nam kilku ułanów, a za nimi kozaków. Zaraz też wstrzymałem kolumny marszowe i wysłałem pół szwadrona ułanów z adjutantem wprost szosą ku kozakom, w celu przekonania się o sile nieprzyjaciela i z której strony nam zagraża. Podjazd spędził kozaków i ci uciekli do wsi Żelazna, położonej na szosie, gdzie nasz podjazd spostrzegł po za wsią na szosie liczne kolumny piechoty, armaty i konnicę spiesznie idące obsadzić owę wieś. Zarazem nadbiegli do mnie eklererzy z prawej naszej strony w tylnej straży będąc, donosząc, że po tej samej drodze, którą przeszliśmy, śpieszy konnica moskiewska i widocznie pragnie nam tył zabrać i ku Garwolinowi napędzić (...)".

Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.