reklama

Mateusz Kondej: "Będę dążył do tego, aby moi zawodnicy biegali jeszcze szybciej, niż zawodnicy pana Stanisława"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport"Co do planu treningowego, na pewno będę bazował na własnych doświadczeniach, ale będę się starał dopasować to wszystko indywidualnie. Chcę uniknąć przeciążania młodych sportowców. (...) Skupię się przede wszystkim na technice oraz wzmocnieniu ciała. Wiem, że przez ostatnie dwa, trzy miesiące ci młodzi zawodnicy nie trenowali wcale, więc będziemy musieli zacząć od podstaw." - mówi Mateusz Kondej, który właśnie został nowym trenerem sekcji lekkoatletycznej GKS Wilga Garwolin.
reklama

Zostałeś nowym trenerem sekcji lekkoatletycznej GKS Wilga Garwolin. Gratulacje. Wcześniej nie pracowałeś zawodowo jako trener, ale władze klubu postanowiły ci zaufać. Dlaczego zdecydowałeś się aplikować na to stanowisko?
W zeszłym roku skończyłem studia magisterskie z pielęgniarstwa , a także specjalizację pielęgniarstwa psychiatrycznego, dlatego myślę dużo o swojej przyszłości. Obecnie najbardziej koncentruję się na własnych treningach i pracy, ale wolnego czasu mam jeszcze sporo. Dodatkowo, po kilku latach życia w Warszawie wróciłem do Pilawy. Dlatego też zdecydowałem się wysłać swoją aplikację do klubu, na zasadzie – zobaczymy czy coś z tego wyjdzie. I udało się. Wiem, że w GKS Wilga Garwolin szukali trenera już dość długo, bo chyba przez ostatnie dwa lata, więc widać, że na terenie powiatu brakuje takich ludzi. Dla mnie to jest nowe wyzwanie, któremu zamierzam sprostać.
 
Jak się odnajdujesz w roli trenera?
W Garwolinie zaczynam dopiero jutro, więc jeszcze nie wiem (śmiech)*. Ale mam kilku zawodników, których trenuję indywidualnie i sprawia mi to dużą frajdę. Czuję, że jestem w tym dobry, co potwierdzają wyniki moich podopiecznych. Jakiś czas temu podjąłem współpracę ze Stopką Pilawa. Po ukończeniu studiów miałem krótką przerwę, więcej czasu i postanowiłem zrobić coś charytatywnie dla swojego miasta i jego mieszkańców. Wiedziałem, że Stopka trenuje, ale ich technika biegu nie do końca mi odpowiadała. Postanowiłem kilka razy w tygodniu organizować ogólnodostępne treningi dla mieszkańców Pilawy i okolic. Okazało się, że przyjeżdżali na nie ludzie z całego powiatu. Na pierwszym treningu pojawiło się 20 osób, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Po pół roku prowadzenia tych treningów mogę powiedzieć, że w sumie przewinęło się przez nie około 100 osób, to całkiem sporo.
 
Po pół roku zakończyłeś współpracę ze Stopką Pilawa?
Tak, pojawiła się opcja powrotu do Warszawy. Musiałem to zakończyć, ale widzę, że Stopka nadal organizuje treningi, ale już w innej formie. Cieszę się, że to się tak fajnie rozrosło i że jest taka możliwość dla osób, które chcą się poruszać. Bo muszę powiedzieć, że gdy kilka lat temu biegałem po lesie w Pilawie, to tych biegaczy praktycznie nie było widać. Może nie jest to moja zasługa, ale mam wrażenie, że obecnie coraz więcej osób biega. Sądzę, że moje treningi na pewno pomogły, a Stopka dzięki temu rozrosła się jeszcze bardziej. Cieszy mnie to, bo zawsze zależało mi, żeby promować zdrowy styl życia i aktywność fizyczną.
 
Sam trenujesz, bierzesz udział w zawodach, ale nie poszedłeś w sport zawodowo. Kiedy zaczęła się twoja przygoda z bieganiem?
Bieganie zacząłem trenować w pierwszą sobotę 2013 r., pamiętam ten dzień dokładnie (śmiech), więc trenuję już 12 lat. W Garwolinie trenowałem przez 2,5 roku pod okiem byłego trenera Wilgi, pana Stanisława Buszty. Ale chciałem czegoś więcej. Postanowiłem być bardziej ambitny i zmieniłem trenera na panią Bożeną Dziubińską z Otwocka, która jest trenerką kadry Polskiej. Trenowałem u niej przez 5-6 lat, osiągając różne sukcesy – większe i mniejsze. Zawsze jednak chciałem osiągać więcej, bo uważam się za osobę ambitną i jak już coś robię, to raczej celuję w medale, a nie w czwarte miejsca. Wiadomo, czasem się nie uda, ale zawsze walczę o najlepszy wynik. Może dzięki temu mogę się pochwalić, że w Mistrzostwach Polski, a więc w najważniejszych zawodach w kraju, byłem 12 razy w TOP 10.
Takim punktem zwrotnym w mojej karierze była era covidu, gdy borykałem się z problemami zdrowotnymi. Mój organizm nie funkcjonował jak dawniej, przez co bieganie stało się dla mnie trudniejsze. Wtedy też zacząłem pracować na zmiany w szpitalu, do tego studia - organizacyjnie było to dość karkołomne, żeby dostosować plan treningowy, dlatego trenerka stwierdziła, że zdobyłem już duże doświadczenie i mogę spróbować treningu indywidualnego. Przez jakiś czas rzeczywiście trenowałem samodzielnie, ale nie trwało to długo. Po około dwóch miesiącach złapałem kontuzję. W pewnym sensie stałem się rozleniwiony, nie mając nikogo, kto by mnie motywował i pilnował. Moje podejście do treningów stało się nieco „olewcze", co doprowadziło do kontuzji, z którą zmagałem się przez pół roku – tyle zajął mi powrót do biegania. W tym czasie trenowałem 3-4 razy w tygodniu, ciesząc się samym bieganiem. Właśnie wtedy mój kolega podarował mi pasek tętna, co ułatwiło mi kontrolę nad treningiem. Nigdy wcześniej trenując, nie zwracałem na to uwagi, a teraz bardzo mnie to zafascynowało.
W ciągu następnego roku trenowałem samodzielnie, starając się odkryć, jakie wyniki mogę osiągnąć, opierając się na nauce i analizie parametrów sercowych. Odkryłem, że wcale nie trzeba trenować jakoś bardzo intensywnie, aby biegać szybko. Okazało się, że efektywne wyniki mogę osiągać także przy mniejszym forsowaniu organizmu - dopiero później zorientowałem się, że zbliżyłem się wtedy bardzo do metod norweskiej szkoły treningowej.
Zaczęło mnie to fascynować. Przypatrywałem się treningom triathlonistów i biegaczy narciarskich, którzy muszą balansować pomiędzy pływaniem, bieganiem i jazdą na rowerze. Nie mogą trenować na najwyższych obrotach przez cały czas, bo to byłoby nie do wytrzymania. Nierzadko zdarza się, że triathloniści osiągają lepsze wyniki niż polscy biegacze, co sugerowało, że w ich metodach treningowych tkwi coś wyjątkowego. Postanowiłem zatem bardziej zagłębić się w temat. Okazało się, że efektywne wyniki opierają się na mądrzejszym podejściu do treningu, kontrolowaniu parametrów i uważnym planowaniu. Tak trenowałem przez rok, konsultując się oczywiście z moją trenerką, Bożeną Dziubińską. Wciąż słuchałem różnych podcastów na ten temat i zagłębiałem się w fizjologię człowieka.
 
Po drodze zafascynował mnie polski fizjolog Ryszard Szul, z którym obecnie trenuję. Czerpię od niego dużo teoretycznej wiedzy. Studia nauczyły mnie, by nie tylko coś robić, ale także zadawać pytania: po co to robię, dlaczego akurat tak? Od jesieni ubiegłego roku współpracujemy ze sobą.
 
Jesteś zadowolony z tej współpracy i obecnych wyników?
Tak, chociaż muszę przyznać, że to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Na początku spodziewałem się metod szkoleniowych podobnych do tych, które znałem. Ale teraz trenuję w zupełnie inny sposób, bardziej naukowy. Oprócz pomiarów tętna, wprowadziliśmy również monitoring kwasu mlekowego, który wydziela się przy dużych intensywnościach. Otrzymałem  urządzenie do pomiaru mleczanu, którego używam podczas każdego treningu. Najtrudniejszy był początek. W pierwszych zawodach niestety nie poszło mi najlepiej, ale nie poddawałem się i analizowałem swoje wcześniejsze treningi, zastanawiałem się co nie zadziałało. Doszedłem do wniosku, że trenowałem zbyt spokojnie, pracując samodzielnie. Współpraca z panem Ryszardem wiązała się z intensywniejszymi treningami, a mój organizm nie zdążył się zaadaptować do tego nowego wysiłku. W pierwszych zawodach czułem się wyczerpany, ale nie wziąłem tego do siebie, bo wiedziałem, że cały ten proces wymaga cierpliwości.
Przez następne miesiące ciężko pracowaliśmy i ostatnio wystartowałem w biegu na 5 km na Bielanach, zajmując szóste miejsce. Warunki były trudne, więc czekałem na lepszą okazję. Wczoraj biegałem w Wiązownej i zdobyłem drugie miejsce, osiągając najlepszy wynik na 5 km od lat. Wciąż dostrzegam rezerwy do poprawy; kilka rzeczy nie poszło tak, jak powinno, mimo to ten wynik to dobry prognostyk na wiosnę i przyszłość. Patrzę na to optymistycznie i czuję się coraz pewniej, dostosowując się do nowego treningu.
 
Planujesz wdrażać te metody w garwolińskiej sekcji lekkoatletycznej? Masz doświadczenie w pracy z dziećmi?
Pracowałem już kilkakrotnie z dziećmi. Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie 11-letnia dziewczynka, która chciała zacząć trenować i całkiem dobrze jej szło. Skupiliśmy się na treningach technicznych oraz doskonaleniu techniki biegu. Nie wykonywaliśmy zbyt intensywnych ćwiczeń, ale wyniki były bardzo zadowalające. Na zawodach powiatowych moja podopieczna zajęła drugie miejsce, a na zawodach międzypowiatowych również była w czołówce, zajmując miejsce w TOP 3. Gdy wróciłem do Warszawy, zakończyliśmy współpracę, bo jej rodzicom zależało na bezpośrednim wsparciu trenera. W efekcie dołączyła do klubu w Garwolinie. Z analizy wyników, które otrzymałem od pana Stanisława, wynika, że miała najwięcej zwycięstw. Czuję, że przyczyniłem się do jej sukcesu.
Pracowałem z jeszcze kilkoma osobami, ale zawsze były to treningi indywidualne. Przyznaję, że przed przyjęciem propozycji Wilgi miałem pewne obawy przed treningiem z grupą młodzieży, bo do tej pory grupowo trenowałem tylko z dorosłymi. Ale mam nadzieję, że damy radę i współpraca przebiegnie pomyślnie.
Co do planu treningowego, na pewno będę bazował na własnych doświadczeniach, ale będę się starał dopasować to wszystko indywidualnie. Chcę uniknąć przeciążania młodych sportowców. Ja mam swoje lata, więc mogę eksperymentować na sobie (śmiech). Skupię się przede wszystkim na technice oraz wzmocnieniu ciała. Wiem, że przez ostatnie dwa, trzy miesiące ci młodzi zawodnicy nie trenowali wcale, więc będziemy musieli zacząć od podstaw. Niezależnie od tego, czy to grupa starsza, czy młodsza, wszyscy zaczniemy od początku, koncentrując się na technice. Na pewno chciałbym nauczyć ich podstaw, żeby wiedzieli, co robić, gdy mnie nie będzie. Muszę połączyć pracę zawodową w Warszawie z treningami tutaj, więc umówiłem się z prezesem, że będę obecny na treningach dwa, trzy razy w tygodniu. Jestem ciekaw, co z tego wyjdzie, ale podchodzę do tego ze spokojem. Będziemy potrzebować cierpliwości - zarówno ja, jak i oni.
 
Na stanowisku trenera zastąpisz pana Stanisława Busztę – postać kultową w środowisku. Czujesz przez to dodatkową presję?
Przyznam, że zupełnie nie czuję tej presji (śmiech). Myślałem, że oczywiście tak będzie, zdecydowałem jednak, że zaczynam od nowa. Robimy nowe rzeczy i zapominamy o przeszłości. Teraz pracuję na swoje nazwisko. Będę dążył do tego, aby moi zawodnicy biegali jeszcze szybciej, niż zawodnicy pana Stanisława. Taki jest cel.
 
Dziękuję za rozmowę.
 
*Wywiad z Mateuszem był nagrywany z poniedziałek. We wtorek odbył się pierwszy trening w Garwolinie, który, jak wynika z relacji trenera - poszedł całkiem dobrze. 
 

reklama
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
logo