W łagrze był wyznaczany do najcięższych prac

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Z powiatu garwolińskiegoEugeniusz Kalbarczyk, syn Szczepana, urodzony 20 stycznia 1922 roku w Kochowie, był w latach 1944-1946 więźniem obozu NKWD nr 270 w Borowiczach. Uzyskał prawo do zaszczytnego tytułu Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny.
reklama

 
    W godzinach popołudniowych 11 listopada 1944 roku po Eugeniusza Kalbarczyka przyszło dwóch ubeków w towarzystwie enkawudzisty. Mieszkaniec wsi Kochów koło Maciejowic został aresztowany za przynależność do Armii Krajowej. Razem z pochwyconymi Władysławem Bajerowskim i Wacławem Kalbarczykiem synem Jana został przetransportowany do Smolarni, a stamtąd przez Sokołów Podlaski do obozu w Borowiczach.    
Podróż do łagru trwała blisko miesiąc, a to dlatego, że pierwszeństwo miały transporty wojskowe, więc pociąg z więźniami często stał na bocznicy. Ich pożywieniem był suszony chleb oraz wiaderko wody na 40 osób znajdujących się w wagonie.


Każdy marzył o deskach sosnowych, a najgorsze były twarde deski olchowe    
W obozie w Borowiczach Eugeniusz Kalbarczyk przydzielany był do różnych prac. Po przebyciu dwumiesięcznej kwarantanny rozbijał kilofem fundamenty rozbieranej cegielni. Został skierowany do lesopoławu, oznaczającego pracę w lesie przy wyrębie drzew, co było jednym z najcięższych i najbardziej wycieńczających zajęć. Musiał kopać w zamarzniętej na ponad metr głębokości ziemi groby dla zmarłych, gdyż każdego dosłownie dnia ktoś umierał z wycieńczenia.   

reklama

 
Stosunkowo najlepsze warunki były w kołchozie. W 1998 roku Eugeniusz Kalbarczyk opowiadał (pisownia oryginalna): „To sie już troche w siłe człowiek zaopatrzył, trochę sie odgryzło. Od razu pewne względy sie uzyskało. Umiałem upleść sobie koszyk, to sie skompinowało troche pręci. Uplutem jedno tako opałke, później drugo i dałem kierowniczce do kuchni. I było jako tako. Do kuchni to sie podchodziło po drugo zupe”.  

  
24-letni Eugeniusz zbierał wyorywane pługiem ziemniaki, a po powrocie do obozu pracował z cieślami przy budowie baraku.    
 Przez pierwsze dni, tudzież tygodnie, każdy z więźniów był w ubraniu, w którym przyjechał do obozu. Z czasem łagiernicy otrzymywali ciepłe waciaki. Spali na gołych deskach na trzypiętrowych łóżkach. Każdy marzył o deskach sosnowych, gdyż były dosyć miękkie. Najgorsze były twarde deski olchowe.   

reklama

 
Wielu więźniów paliło papierosy, w związku z czym kwitł handel towarem. Stakan tj. 5 łyżek tytoniu kosztował porcję (60 dkg) chleba. Skutkiem niedożywienia i fatalnych warunków palacze częściej chorowali i umierali szybciej.

 

„Barakowce do roboty tylko!”    
Posiłki były przynoszone do baraków - jedno wiadro na dziesięciu chłopa. Za golarkę służyła znaleziona na śmietniku żyletka, podostrzona kawałkiem skóry i przywiązana nitką do patyka. W pierwszych tygodniach więźniowie strzygli się sami lecz z czasem trafiali do podobozu, gdzie – jak mówił Eugeniusz Kalbarczyk: „cała administracja to była niemiecka. Celowo chyba Niemców trzymali, żeby nam dokuczyć. Myśmy nigdy z nimi dobrze nie zżyli sie. Łaźnia, kuchnia, krawce, fryzjerzy to wszystko było niemieckie, a my barakowce do roboty tylko!”    
Eugeniusz Kalbarczyk z obozu został zwolniony 22 stycznia 1946 roku. W drodze powrotnej brakowało wody, w związku z czym aby przeżyć więźniowie zlizywali sadź ze śrub w wagonie. Każdy pilnował swojej śruby – źródełka życia.    

reklama

Mieszkańcy Białej Podlaskiej witający więźniów przywozili dla nich wózkami zupę w kotłach i wszystko inne co posiadali do jedzenia aby nakarmić zgłodniałych nieszczęśników. Miesiąc po Eugeniuszu w drugim transporcie do domu powrócił brat ojca.    
Po gehennie na nieludzkiej ziemi Eugeniusz Kalbarczyk był wrakiem człowieka - ważył jedynie 36 kg! Wobec przeżytego czyśćca i tak miał jednak szczęście, gdyż na wschodzie pozostali na zawsze pochodzący z regionu: leśniczy Wiesław Pruski syn Bolesława (aresztowany w 1944 roku w Leonowie – zmarł w Borowiczach 14 kwietnia 1945), Woźny z Domaszewa, Niewczas z Pogorzelca, Zaremba z Podzamcza i Władysław Kurek syn Józefa z Zakrętów, który zmarł wkrótce po powrocie do domu.

reklama


Warunki żywieniowe i bytowe wzorem radzieckich łagrów były tragiczne    
    Warto w tym miejscu przypomnieć, iż Borowicze to nazwa miejscowości znajdującej się w połowie drogi pomiędzy Moskwą a Petersburgiem. To także nazwa obozu, a właściwie grupy obozów NKWD nr 270 w obłasti nowogrodzkiej. To w nim w okresie od 1944 do 1946 roku internowano niemal 5,8 tysiąca naszych rodaków (szacunki są różne) - żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, ale także zwykłych cywilów.  

 
Warunki żywieniowe i bytowe wzorem radzieckich łagrów były tragiczne. Wygłodzonych i zmaltretowanych więźniów zmuszano do katorżniczej pracy. Wielu tej gehenny nie przeżyło. Ci, co powrócili, nie mogli opowiedzieć swojej tragedii, gdyż w państwie, w którym władzę przemocą przejęli komuniści, groziła im ubecka lub enkawudowska katownia.  

 
Do obozu w Borowiczach jesienią 1944 roku zostało wywiezionych także wielu mieszkańców powiatu garwolińskiego. Szacuje się, iż było to ponad 120 osób, z których 20 zmarło w łagrze – 11 straciło życie w kwietniu 1945 roku. Większość została aresztowana w październiku lub listopadzie 1944 roku, a zwolniona w styczniu lub lutym roku 1946. 15 z tych więźniów zimą 1946 roku wolności nie odzyskało – 5 lipca 1946 roku zostali przetransportowani do obozu w Swierdłowsku (dzisiejszy Jekaterynburg). Ci, którzy i ten obóz przeżyli, zostali uwolnieni 15 listopada roku 1947.    
 Obóz w Borowiczach należał do najcięższych łagrów. Panowały w nim skrajnie trudne warunki – katorżnicza praca, przemoc oprawców, głód, surowy klimat, brak odzieży roboczej i obuwia był oczywistością. Codzienny reżim powodował skrajne wyniszczenie organizmów więźniów, a w związku z tym często ich śmierć.       


Warto przy tym zwrócić uwagę, iż Borowicze to tylko jedna z miejscowości, gdzie trafiali więźniowie. Borowicze, obóz 270, to tak naprawdę cały kompleks obozów, w których miejscowość Borowicze stanowiła jedynie punkt centralny.    

Eugeniusz Kalbarczyk zamieszkały w Kochowie w wolnej już Polsce pracował na rzecz środowiska kombatanckiego Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych. Otrzymał patent nr 17295, wystawiony przez kierownika Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Prezesa Rady Ministrów RP, potwierdzający w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, iż w latach walki zbrojnej z najeźdźcami z honorem pełnił żołnierską powinność i uzyskał prawo do zaszczytnego tytułu Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny. Materiały otrzymane dzięki uprzejmości Teresy Cholewy z Kochowa. Serdecznie dziękujemy 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo