reklama

Pożar Parysowa w 1887 r. 250 rodzin pozostało bez dachu nad głową

Opublikowano:
Autor:

Pożar Parysowa w 1887 r. 250 rodzin pozostało bez dachu nad głową - Zdjęcie główne

Tak mógł wyglądać pożar Parysowa, jaki nawiedził miejscowość w sierpniu 1887 roku. Straszne to nieszczęście, jakie nawiedziło mieszkańców, wtrąciło wielu z nich w okropną nędzę ("Zastawie i Ziemia Łukowska", zastawie-netau.net)

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z powiatu garwolińskiegoPożary stanowiły wielką bolączkę XIX-wiecznych miasteczek i wsi. 1 sierpnia 1887 roku niszczycielski ogień nawiedził Parysów. Wskutek pożogi większość zabudowy miejscowości spłonęła, a mieszkańcy pozostali bez środków do życia.
reklama

O niszczycielskim żywiole informowała na swoich łamach "Gazeta Świąteczna". W numerze 352 z 2 października 1887 r. w dziale "Wieści", w podrozdziale "Pożary", na stronie 5 czytamy (pisownia oryginalna): "Straszny pożar. Z miasta Garwolina tak do nas pisze jeden z czytelników: Dnia 1 sierpnia przed południem ujrzeliśmy z Garwolina wielki dym w stronie miasteczka Parysowa. Nowa straż ogniowa ochotnicza popędziła czemprędzej w tę stronę na ratunek, ale że Parysów odległy jest od Garwolina o 9 wiorst, więc kiedy przybyła na miejsce, to ogień był ogarnął już tak dużo budynków, że ratunek był prawie niemożliwy. Chciano odciąć chociaż dalsze domy i uratować je tym sposobem od pożaru. Ale zanim zdążono zerwać dach na 5-tym albo 6-tym domu po za temi, które się paliły, to już ogień ogarnął cały rząd budynków i straż musiała uciekać, bo ją otaczały płomienie".

reklama

Pożary były prawdziwą zmorą XIX-wiecznych miasteczek i wsi. Wpływały na to m.in. drewniana zabudowa, często kryta strzechą, a także znikomy poziom świadomości społecznej dotyczącej zabezpieczenia przed ogniem.

  Fragment artykułu: "Wszelkie więc wysiłki straży były nadaremne, bo silny wiatr przenosił ogień z nadzwyczajną szybkością z jednego domu na drugi. Z całego miasteczka ledwie czwarta część została. Ocalał jednak kościół, który był niedawno odnawiany. Zgorzały 142 domy. Nie obeszło się też i bez nieszczęśliwych wypadków z ludźmi".

Straszne to nieszczęście wtrąciło wielu w okropną nędzę

Jedną z przyczyn niszczycielskiego żniwa dokonanego przez ogień był brak w Parysowie straży ogniowej. Mieszkańcy nie posiadali podstawowych narzędzi gaśniczych.

reklama

  "Gazeta Świąteczna": "Spaliło się jedno niemowlę dopiero co przybyłe na świat; matka tego biedactwa zaledwie zdołała sama wyczołgać się z płonącego domu. Spalił się także jeden żyd, który wywoził poza miasto rzeczy wyratowane z pożaru. Kilka razy udało mu się obrócić szczęśliwie, więc i ostatni raz zajechał śmiało w ulicę, którą już ogień ogarnął, gdy w tem płomienie wionęły na niego, koń padł, a na nim zapaliło się odzienie. Zeskoczył z palącej się już także fury, ludzie zaczęli gasić na nim ubranie, ale tak był poparzony, że w parę dni umarł".

Niszczycielski pożar odbił się złowrogim echem na całej okolicy. Mieszkańcy okolicznych miejscowości starali się wspomóc pogorzelców w potrzebie.

Fragment tekstu: "Straszne to nieszczęście, jakie nawiedziło mieszkańców Parysowa, wtrąciło wielu z nich w okropną nędzę. Znaleźli się już wprawdzie dobrzy ludzie, którzy śpieszą im z pomocą, ale na tak dużą ludność to wszystko zamało (...)".

reklama

Wszystkiego razem zebrało się 116 rubli i 62 kopiejek

Skutki pożaru w Parysowie były tak ogromne, że "Gazeta Świąteczna" pisała o pogorzelcach w kilku wydaniach. W numerze 367 z 15 stycznia 1888 r. w dziale "Nowiny" w artykule pt. "Z wycieczki do pogorzelców" na stronie 1 czytamy: "Podaliśmy w swoim czasie wiadomość o pożarze, który nawiedził zeszłego lata miasteczko Parysów, leżące w powiecie Garwolińskim, na pograniczu gubernji Siedleckiej z Warszawską. Wiadomość ta w Gazecie nie przeszła bez jakiego-takiego pożytku, bo niektórzy z czytelników naszych litując się nad nieszczęśliwymi pogorzelcami, przysyłali na wsparcia dla nich trochę grosza ofiarnego, a jeden kapłan złożył bezimiennie w redakcji naszej aż 100 rubli. Wszystkiego razem zebrało się 116 rubli i 62 kopiejek. Niewiele, co prawda, w porównaniu ze stratami pogorzelców, ale zawsze i to coś znaczy, gdy się rozdzieli między biedaków w najcięższej potrzebie pozostających (...)".

reklama

Kościół przedstawiał się piękniej i okazalej niż niejedna murowana świątynia

Artykuł ukazywał opis Parysowa, okoliczności pożaru i skutki, jakie wywołała pożoga. Większość ówczesnych mieszkańców miejscowości stanowili Żydzi.

Fragment artykułu: "Miasteczko Parysów leży na uboczu i ma tylko drogi zwyczajne, z których znacznejsze prowadzą: na południe do Garwolina, na wschód przez Stoczek do Łukowa, na północ do Mińska i na zachód do Pilawy, stacji kolejowej żelaznej, oraz ku stronie Góry-Kalwarji za Wisłą. Całe zabudowane z drzewa, tylko bóżnicę żydowską miało murowaną. Dwutysięczna jego ludność składała się z ośmiu set mniej-więcej mieszczan katolików, przeważnie gospodarzy rolnych, i z dwunastu set żydów handlujących w mieście i po wsiach okolicznych".

Architektoniczną dominantą miasteczka był kościół parafialny, usytuowany w centralnym punkcie rynku. Drewniana świątynia przetrwała do roku 1914.

"Gazeta Świąteczna": "W środku miasteczka leżał obszerny rynek, pośród którego wznosi się kościół cmentarzem i murem otoczony. Kościół ten z drzewa przed stu kilkudziesięciu laty zbudowany, skromnie zewnątrz wygląda, ale jest duży i utrzymany przez księdza proboszcza Wachowicza nadzwyczaj starannie. Całe jego obszerne wnętrze pomalowane olejno, przyozdobione obrazami na suficie i lśniące od pięciu wspaniałych ołtarzy, przedstawia się piękniej i okazalej, niż niejedna murowana świątynia w większem mieście. Z presbiterjum łączy się nieduża kaplica boczna z cegły wzniesiona. Kościoła tego ogień nie tknął".

Kominy tylko i nagi okopcony mur bóżnicy pozostał

Skutki pożaru były bardzo dotkliwe. Powrót do względnej normalności zajął kilkanaście lat!

     Fragment artykułu: "Ocalała też i połowa miasteczka położona w stronie południowej i wschodniej od rynku, gdzie jest urząd gminny i szkoła. Ale za to z dwóch innych stron, od rynku aż do pól, miasto wypaliło się doszczętnie, kominy tylko i nagi okopcony mur bóżnicy pozostał. Teraz bóżnica ta stoji już odnowiona, a niedaleko od niej żydzi wykończają dom swego cadyka czyli rabina, który u nich słynie na całą okolicę. Paru też mieszczan zdołało przed zimą na zgliszczach pobudować nowe domy, albo choć jedną izdebkę przystawić tymczasem do sterczącego komina. Mimo to jednak całe jeszcze prawie pogorzelisko świeci straszną pustką".

W obliczu trwogi mieszkańców okoliczne miejscowości spieszyły z pomocą. Różnice narodowościowe i religijne nie miały w tym wypadku znaczenia.

"Gazeta Świąteczna":"Niektórzy pogorzelcy siedzą po wsiach na komornem, inni znaleźli przytułek w miasteczku, gdzie po parę lub po kilka rodzin w jednej izbie się mieści. Najwięcej ucierpiało od pożaru kilku gospodarzy, których domy nie były ubezpieczone w kasie ogniowej- bo nie mają teraz zasiłku na pobudowanie się. Wielkie straty mieszkańcy ponieśli w sianie i w życie złożonem do stodół. Inne zboża nie były jeszcze sprzątnięte z pól. Urodzaje były piękne, szczególniej zbiór kartofli się powiódł, i to dziś ratuje pogorzelców od głodu. Pierwszą pomoc mieli oni zaraz po pożarze od kilku dworów sąsiednich i od żydów z pobliższych miasteczek, którzy dostarczyli chleba (...)".

Biedacy obdzielali się nawzajem otrzymaną żywnością bez różnicy wiary. Katolicy i Żydzi nie baczyli na to, od kogo pomocna dłoń pochodziła.

Fragment tekstu: "Nie rozrzucono palącego się i sąsiednich budynków, i ogień szerzył się bez przeszkody. Nawet sikawka o mało się nie spaliła, ledwie ją paru śmiałych mieszczan, narażając się na poparzenie, odciągnęło od ognia. Gdy pożar się wzmógł, i skry przy lekkim wietrze padały w różne miejsca, zaczęły zajmować się płomieniem domy jeden po drugim, albo po kilka naraz zdaleka od siebie stojących. Kościół był w ogromnem niebezpieczeństwie, bo ku niemu wiatr ciągnął. Osłaniające go drzewa na cmentarzu zaczęły się opalać. Ale one też ochroniły świątynię, a reszty dokonała dzielna pomoc ludzi i Boska opieka".

Przed pożarem miasteczko, choć na uboczu leżące, zaczynało iść w górę

     W obliczu pożaru ocalała plebania. Ogień strawił stojące obok niej wikariat, dom służby kościelnej i stodołę.

"Gazeta Świąteczna": "Plebanja z dwóch stron była wzięta między ogień. Ale i jej nic się nie stało, ocaliły ją drzewa, któremi jest otoczona. I dziś stoji ona sama jedna ze swemi drzewami wśród spalonej połowy miasta, że aż dziwno ją tam widzieć. Gdyby nie przezorność dziadów, którzy drzewa pozasadzali, Parysowianie nie mieliby teraz ani kościoła, ani plebanji. Niechże to wszystkich nas zachęca do obsadzania domów i innych budynków drzewami".

 Druga połowa miasteczka przetrwała nie tylko dzięki drzewom. Było to możliwe poprzez pomoc ludzi, a zwłaszcza straży ogniowej ochotniczej z Garwolina. 

Fragment tekstu: "Wydarto prawie z paszczy ogniowi jeden domek narożny z całej spalonej połaci, nie dopuszczono ognia do szkoły i domów z nią sąsiadujących, a tym sposobem reszta miasta osłoniona została przed niebezpieczeństwem. Oprócz stałych obywateli miasteczka znaczną stratę poniósł także p. Wójcicki, któremu spaliła się apteka, przed kilku laty dopiero założona. Przed pożarem miasteczko Parysów, choć na uboczu leżące, zaczynało iść w górę. Już od dawna mieszczanie tutejsi mieli i mają dotąd swoją drużynę grajków, która grywa na rozmaitych instrumentach w kościele, a także na weselach i innych uroczystościach nietylko w miasteczku, ale i po całej rozległej okolicy".

Czytelnia powstała już nawet i mieszczanie zaczęli z niej korzystać

Przetrwanie mieszkańców było możliwe dzięki pomocy wyświadczonej przez parysowskich gospodarzy. Zaopatrywali oni biedaków w żywność, zabierając wszystkie nawozy z miasta.

Na stronie 2. czytamy: "Powinni też zaprowadzać ulepszenia w samej uprawie, w zasiewach i w doborze roślin, ku czemu łatwo mogą znaleźć wskazówki w niektórych książkach i w gazetach. Wzmaga się wśród mieszczan tutejszych nauka czytania, a w roku zaprzeszłym Parysowianie uchwalili nawet zakupić książek na 20 rubli i czytelnię gromadzką założyć. Czytelnia ta powstała już nawet i mieszczanie zaczęli z niej korzystać. Po pożarze, jak słychać, opadły im trochę ręce od wszystkiego; jedni też zapominają o dalszem podtrzymywaniu czytelni, drudzy nie zwracają książek rozpożyczonych. (...) Nauczeni nieszczęściem, może też i o własną straż ogniową Parysowianie się postarają, żeby na przyszłość mieć i narzędzia pożarne, i ludzi wprawnych do obchodzenia się z niemi, i zawsze kogoś umiejącego zarzucić ratunkiem, gdyby, co nie daj Boże, znowu kiedy zdarzył się ogień w mieście".

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo