8 kwietnia obradował Mazowiecki Wojewódzki Zespół Zarządzania Kryzysowego ws. zagrożenia wystąpieniem pryszczycy. – Spotkanie ma charakter prewencyjny i informacyjny. Najważniejsza jest profilaktyka i procedury bezpieczeństwa – mówił wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski na spotkaniu ze służbami, samorządami oraz powiatowymi lekarzami weterynarii. - W naszym kraju nie odnotowano jeszcze żadnego ogniska tej choroby. Chcemy mieć jednak pewność, że służby są dobrze przygotowane na każdą ewentualność – dodał.
Intensywne kontrole polskich służb i badania laboratoryjne nie wykazały wystąpienia wirusa pryszczycy na terenie Polski, jednak kolejne ogniska choroby występują w bezpośrednim sąsiedztwie Polski. Przypomnijmy, że pryszczyca zdziesiątkowała stada bydła na Węgrzech i Słowacji. Sytuacja jest dynamiczna, bo wirus pryszczycy może być przenoszony na duże odległości – nawet do 10 km z powietrzem. Dlatego polskie służby weterynaryjne pozostają w stanie stałej gotowości i już wprowadziły nadzwyczajne działania prewencyjne. Współpracują z Policją, Strażą Graniczną, Krajową Administracją Skarbową i Inspekcją Transportu Drogowego. Realizacja działań dotyczy głównych przejść towarowych na granicach ze Słowacją oraz Czechami.
Jak sytuacja w powiecie?
Problem zagrożenia wystąpieniem pryszczycy został poruszony także na ostatniej, XIII sesji Rady Powiatu Garwolińskiego przez radnego Adama Zboinę, który jest także hodowcą trzody chlewnej.
- Zagrożenie polskiej hodowli pryszczycą, czyli bardzo groźną chorobą, dużo groźniejszą niż afrykański pomór świń, jest niestety bardzo realne. – mówił samorządowiec i hodowca. - Dotyczy to nas wszystkich. Wirus niezwykle łatwo się rozprzestrzenia, więc nie muszę chyba mówić, że bardzo niewiele brakuje do tego, żeby i u nas było nieszczęście. A to nieszczęście polega też na tym, że zabraknie mięsa, zabraknie mleka, bo wszystkie zwierzęta parzystokopytne są nieodporne na tę chorobę i po wystąpieniu jej w stadzie, wszystkie muszą być poddane utylizacji. Może niestety dojść do zamykania zakładów mięsnych, zakładów mleczarskich, ze względu na brak surowca. Musimy mieć tego świadomość. - tłumaczył. Zaapelował też do wszystkich hodowców, aby przestrzegali zasad bioasekuracji i starali się izolować bydło, by uniknąć ewentualnego zakażenia.
Głos na ten temat zabrała także Dominika Siedlczyńska, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Garwolinie. Zapewniła, że inspektorat prowadzi szkolenia i akcję informacyjną na terenie powiatu od stycznia, gdy pojawiła się informacja o pierwszym ognisku choroby w Niemczech. - Prowadzimy szkolenia odnośnie pryszczycy, które mają na celu edukację, ale też przede wszystkim uczulenie rolników na temat zjadliwości wirusa i całej bioasekuracji, która jest podstawą i tylko ona daje szansę na to, że może uda nam się uniknąć zachorowań. – mówiła Siedlczyńska.
Powiatowy Lekarz Weterynarii nie może zabronić wypasania bydła
Pryszczyca zdziesiątkowała stada na Węgrzech i Słowacji, dlatego polscy hodowcy zastanawiają się, czy wypas bydła na pastwiskach będzie bezpieczny w tym sezonie i jak ochronić wypasane zwierzęta przed zachorowaniem na pryszczycę. Lekarze weterynarii radzą, by przede wszystkim zastosować zasady bioasekuracji w postaci odgrodzenia stad od innych zwierząt, zwłaszcza dzikich.
- Nie mamy na tę chwilę prawa zabronić wypasania bydła na terenach otwartych. To jest kwestia wyczulenia samych siebie i pamiętania, że w tym momencie najważniejsze jest przestrzeganie zasad bioasekuracji. Nie istnieją, tak jak w przypadu świń, konkretne przepisy dotyczące bioasekuracji w stadach bydła – są to przepisy tylko i wyłącznie ogólne. Rolnicy muszą więc sami tego przestrzegać, bo to jest ich odpowiedzialność. - tłumaczy Powiatowy Lekarz Weterynarii w Garwolinie i dodaje, że wirus pryszczycy jest wrażliwy na produkty do dezynfekcji o silnym PH - kwaśnym, bądź zasadowym, dlatego przy wyborze środków dezynfekujących warto zwrócić na to uwagę. Poleca też wszystkim stosowanie mat dezynfekujących, które stanowią kluczowy element w zapobieganiu rozprzestrzenianiu się chorób w gospodarstwach rolnych i hodowlanych.
Gdy pryszczyca się pojawi, problem nas przerośnie
- W skrajnych wypadkach, gdyby doszło do masowego wybijania stad, to my, jako samorząd, będziemy musieli pomyśleć o wyznaczeniu miejsca na utylizację, albo inaczej mówiąc, zakopanie tych zwierząt, bo możemy nie dać rady wywieźć z własnego terenu takiej ilości uśpionego bydła. – zwrócił uwagę Adam Zboina. Tego samego zdania jest lekarz Dominika Siedlczyńska. - Dysponujemy zakładami utylizacyjnymi, natomiast skala zabicia i likwidacji ognisk w przypadku pryszczycy – i to już wiemy na dzień dzisiejszy – na pewno by nas przerosła. Zakłady utylizacyjne nie dałyby rady sobie poradzić z taką ilością martwego bydła. Gdyby ta pryszczyca do Polski weszła, to będziemy skazani na organizacje grzebowisk. Wiadomo, że budzi to wiele kontrowersji, natomiast nie będziemy w stanie inaczej tego zwalczyć. - mówiła.
Komentarze (0)